czwartek, 13 czerwca 2013

Recenzja płyty: Myslovitz, "1.577"

21.05 ukazała się najnowsza płyta Myslovitz „1.577” wydana przez warszawskie EMI Music Poland.
Jest to pierwszy od 2 lat krążek i pierwszy z nowym wokalistą-Michałem Kowalonkiem.
Niezaprzeczalnie, Myslovitz jest ikoną polskiego rocka alternatywnego. Nowy, dziewiąty już album zespołu jest  połączeniem melancholijnych, emocjonalnych tekstów i żywej, wzbogaconej różnymi smaczkami muzyki. Iście enigmatyczne imię płyty nieco mnie zdezorientowało. Nie wnikam skąd ten pomysł i pozostawiam go indywidualnej ocenie każdego z Was.
Alternatywno-rockowy maraton zaczyna kompozycja „Telefon”. Stałość i potrzeba kontaktu, poczucie przywiązania i miłości. Oto co nasuwa mi się słuchając ów tworu. Dźwięki idealnie dobrane do charakteru tekstu. Dobra połowa jest spokojna, śpiewana niemalże szeptem, jakby ‘do ucha’. Przebudzenie, wybuch emocji i wylanie wszystkiego co siedzi wewnątrz na zewnątrz, po czym znów spokój i refleksja.
„Prędzej, później, dalej” , czyli energetyczny numer 2, który promuje krążek. Tekst  o wyborze życiowej drogi, rozwinięcie pytania: „dokąd iść i kim być?”. Pierwszy wybór jest zawsze najlepszy, nie warto ryzykować upadkiem, gdy jest się już na szczycie. Trzeba liczyć na siebie-nie zawsze nadejdzie pomoc. „Na końcu jest pięknie”-czyli happy end? Na to wygląda. Muzycznie? Bębny i bas współgrają perfekcyjnie, wszystko na wysokich obrotach, maksymalnie upiększone, ale utrzymane w dobrym smaku. Jedynie fakt, że momentami czuję w tym 'hepised' wprawia mnie w lekki niepokój.
„Wszystkie ważne zawsze rzeczy”- znów istotą jest miłość, relacje Ty i ja, poświęcenie dla drugiej osoby, dążenie za nią gdziekolwiek by nie podążyła. Miłość jest blisko, droga do niej jest krótka, lecz długo trwa jej wyznaczenie i odnalezienie. Przyznam, że ta interpretacja refrenu kosztowała mnie otumanienie. Odbierzcie to na swój sposób, ja wysiadam. I zostawiam cytat: 
„Wiesz, że droga ta 
Między nami długa nie jest i tak
Tylko długo trwa
Bo cały czas
Między ty i ja bardzo długie jest i ”
Zastanawia mnie też to, ile razy podczas nagrywania tego kawałka, wokalista musiał wymusić śmiech pod koniec pierwszej zwrotki. Nie wykluczam wersji, że mógł to być przypadek, który okazał się interesującym urozmaiceniem. Myslovitz nie żałują słuchaczom energii, płynącej z mieszanki dynamicznych dźwięków. Co jest jednoznaczne z tym, że utwór może sprawdzić się na koncertach.
„ Koniec Lata”-o zgrozo! Początek jak z jakiejś debilnej techniawki. A może to ja nie doceniam piękna muzyki elektronicznej? Wokalu prawie nie słychać, usypiam… Zbyt dużo chillout`u i psychodelii, jak na mój ośrodek słuchowy. Piosenka dobra na wieczorne dumanie w nostalgii i powakacyjne refleksje, w oczekiwaniu na bolesny koniec lata…Nie kupuję tego, ale jeśli komuś potrzeba transu, ukojenia nerwów to myślę, że utwór może mu to gwarantować. 
Mijamy półmetek. W „3 Procent” natychmiast rzuca się na mnie, wręcz rock`n`rollowe brzmienie gitary, w nieco lżejszym wydaniu. Dominuje szybsze tempo, pojawiają się pojedyncze partie fortepianu. Tło muzyczne, jak i wokal, wyrażają rozpacz, ból i cierpienie, których powodem są samotność i brak zainteresowania człowiekiem w potrzebie. Problem z odnalezieniem się na świecie, a w konsekwencji uczucie bezużyteczności. Utwór głęboki, godny uwagi, przedstawiający codzienny problem osamotnienia. Jestem na tak!
Numer 6 to „Jaki to kolor?/GFY”. Tematyka podobna do poprzedniego kawałka. Chęć bycia sobą, klasyczny podział na dni lepsze i gorsze. Trudne życie od problemu do problemu, na które nie ma recepty. Przez tekst przemawia obfity pesymizm, co w dość niezrozumiały sposób komponuje się z żywiołową muzyką. Odbieram to jako chaos, czyli brak porządku i zdrowej regularności w życiu. 
„Jaki to kolor 4.00” rozpoczyna trwający ponad minutę wstęp, krążący wokół ciszy, spokoju, delikatnych i płynnych nut, bez wokalu. Podkład ten ciągnie się do samego końca i jest wspierany równie klimatycznym i melancholijnym śpiewaniem. Wszystko ma odzwierciedlić charakter nocy, bezsenności i rozmyślań przy blasku księżyca. Cechy te się scalają i przez to można powiedzieć, że piosenka  jest wręcz depresyjna, pełna chłodu. Muzycznie, znacznie różni się od swojej imienniczki, ale lirycznie to nadal uzewnętrznianie problemów emocjonalnych człowieka.
„Trzy sny o tym samym” jest melodyjną perełką, która od samego początku przypadła mi do gustu. Mimo, że natężenie dźwięku nie jest zabójcze dla uszu, ciarki tłumem przechodzą po ciele. Pozytywne, delikatne brzmienia, kojące i odprężające. Wokalistyka równie przyjemna, bez zbędnych zmian w tonacji i ekspresji. Sen to temat rzeka, pokazuje nasze obawy, oczekiwania. Słowem-wszystko to co siedzi w naszej podświadomości. Ma on symboliczne znaczenie, które nawiązuje w tym przypadku do monotonii, pilnej potrzeby zmian. Wystarczy jednak, by znalazł się ktoś drugi i można popaść w zapomnienie. Całość podsumowują ostatnie słowa: „A ja...dla mnie starczy, że jestem teraz tu przy Tobie”.
Ostatnią kompozycją jest „Być Jak John Wayne”. Nawiązanie do legendy Hollywood, amerykańskiej gwiazdy westernu. Początek  w moim mniemaniu jest irytujący, docierał do mnie przez słuchawki, efekt-ból głowy. Podobnie końcówka, która stworzyła w mej głowie obraz: setki urzędników, podbijających stemplami stosy dokumentów. Za to wnętrze jest po prostu bajeczne. Zaszczepiło we mnie mnóstwo pozytywnych pierwiastków. Gdzieniegdzie dosłuchałem się partii klawiszowych a`la The Doors, czy The Rolling Stones. W zasadzie w całej płycie odczułem zabarwienie i inspiracje retro. Pojęcia nie mam jaki był John Wayne, ale z tekstu wynika, że promieniował radością i dzielił się nią z innymi. 
„Radość i dzielić ją z kimś
Zapomnieć i zgubić się w tym.
To już niemodne - to nic
Ja taki właśnie chcę być.”


Trzeci wers odnosi się z pewnością do westernów, które mają swoich zwolenników, ale mimo wszystko ich popularność znacznie spadła. W związku z tym, zapomina się też o ich bohaterach.


Uwaga! Apeluję o zakończenie marudzenia na temat odejścia z Myslovitz Artura Rojka! Gdyby to Michał Kowalonek( który moim zdaniem tchnął w zespół świeżość i nowoczesność) stworzył tę kapelę i śpiewał w niej, po 20 latach postanowiłby działać solo, a jego miejsce zająłby Rojek, z pewnością byłoby to samo: „Bez Kowalonka to już nie to samo”.

Reasumując-nie będę ukrywał, że „1,577” wywarło na mnie niezwykłe wrażenia. Kilka utworów sprawiło, że serce skakało z radości. Były chwile, gdy ręce opadały, ale to tylko kwestia gustu. Nowy wokalista spisał się na medal. Niekiedy zdawało mi się, że słucham Stereophonics, a nawet Radiohead. Śmiało mogę powiedzieć, że Myslovitz po raz kolejny pokazali siłę polskiej sceny rockowej i stawianie ich na równi z takimi potęgami nie jest rzeczą przypadkową.


                                         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz