21.05 ukazała się najnowsza płyta Myslovitz „1.577” wydana
przez warszawskie EMI Music Poland.
Jest to pierwszy od 2 lat krążek i pierwszy z nowym wokalistą-Michałem
Kowalonkiem.
Niezaprzeczalnie, Myslovitz jest ikoną polskiego rocka alternatywnego. Nowy, dziewiąty
już album zespołu jest połączeniem
melancholijnych, emocjonalnych tekstów i żywej, wzbogaconej różnymi smaczkami
muzyki. Iście enigmatyczne imię płyty nieco mnie zdezorientowało. Nie wnikam
skąd ten pomysł i pozostawiam go indywidualnej ocenie każdego z Was.
Alternatywno-rockowy maraton zaczyna kompozycja „Telefon”. Stałość i potrzeba
kontaktu, poczucie przywiązania i miłości. Oto co nasuwa mi się słuchając ów
tworu. Dźwięki idealnie dobrane do charakteru tekstu. Dobra połowa jest
spokojna, śpiewana niemalże szeptem, jakby ‘do ucha’. Przebudzenie, wybuch
emocji i wylanie wszystkiego co siedzi wewnątrz na zewnątrz, po czym znów
spokój i refleksja.
„Prędzej, później, dalej” , czyli energetyczny numer 2, który promuje krążek.
Tekst o wyborze życiowej drogi,
rozwinięcie pytania: „dokąd iść i kim być?”. Pierwszy wybór jest zawsze
najlepszy, nie warto ryzykować upadkiem, gdy jest się już na szczycie. Trzeba
liczyć na siebie-nie zawsze nadejdzie pomoc. „Na końcu jest pięknie”-czyli
happy end? Na to wygląda. Muzycznie? Bębny i bas współgrają perfekcyjnie,
wszystko na wysokich obrotach, maksymalnie upiększone, ale utrzymane w dobrym smaku.
Jedynie fakt, że momentami czuję w tym 'hepised' wprawia mnie w lekki niepokój.
„Wszystkie ważne zawsze rzeczy”- znów istotą jest miłość, relacje Ty i ja,
poświęcenie dla drugiej osoby, dążenie za nią gdziekolwiek by nie podążyła.
Miłość jest blisko, droga do niej jest krótka, lecz długo trwa jej wyznaczenie
i odnalezienie. Przyznam, że ta interpretacja refrenu kosztowała mnie otumanienie.
Odbierzcie to na swój sposób, ja wysiadam. I zostawiam cytat:
„Wiesz, że droga ta
Między nami długa nie jest i tak
Tylko długo trwa
Bo cały czas
Między ty i ja bardzo długie jest i ”
Zastanawia mnie też to, ile razy podczas nagrywania tego kawałka, wokalista
musiał wymusić śmiech pod koniec pierwszej zwrotki. Nie wykluczam wersji, że
mógł to być przypadek, który okazał się interesującym urozmaiceniem. Myslovitz
nie żałują słuchaczom energii, płynącej z mieszanki dynamicznych dźwięków. Co
jest jednoznaczne z tym, że utwór może sprawdzić się na koncertach.
„ Koniec Lata”-o zgrozo! Początek jak z jakiejś debilnej techniawki. A może to
ja nie doceniam piękna muzyki elektronicznej? Wokalu prawie nie słychać,
usypiam… Zbyt dużo chillout`u i psychodelii, jak na mój ośrodek słuchowy.
Piosenka dobra na wieczorne dumanie w nostalgii i powakacyjne refleksje, w
oczekiwaniu na bolesny koniec lata…Nie kupuję tego, ale jeśli komuś potrzeba transu,
ukojenia nerwów to myślę, że utwór może mu to gwarantować.
Mijamy półmetek. W „3 Procent” natychmiast rzuca się na mnie, wręcz
rock`n`rollowe brzmienie gitary, w nieco lżejszym wydaniu. Dominuje szybsze
tempo, pojawiają się pojedyncze partie fortepianu. Tło muzyczne, jak i wokal,
wyrażają rozpacz, ból i cierpienie, których powodem są samotność i brak
zainteresowania człowiekiem w potrzebie. Problem z odnalezieniem się na
świecie, a w konsekwencji uczucie bezużyteczności. Utwór głęboki, godny uwagi,
przedstawiający codzienny problem osamotnienia. Jestem na tak!
Numer 6 to „Jaki to kolor?/GFY”. Tematyka podobna do poprzedniego kawałka. Chęć
bycia sobą, klasyczny podział na dni lepsze i gorsze. Trudne życie od problemu
do problemu, na które nie ma recepty. Przez tekst przemawia obfity pesymizm, co
w dość niezrozumiały sposób komponuje się z żywiołową muzyką. Odbieram to jako chaos, czyli brak porządku i zdrowej regularności w życiu.
„Jaki to kolor 4.00” rozpoczyna trwający ponad minutę wstęp, krążący wokół
ciszy, spokoju, delikatnych i płynnych nut, bez wokalu. Podkład ten ciągnie się
do samego końca i jest wspierany równie klimatycznym i melancholijnym śpiewaniem. Wszystko ma odzwierciedlić charakter nocy, bezsenności i rozmyślań przy blasku
księżyca. Cechy te się scalają i przez to można powiedzieć, że piosenka jest wręcz depresyjna, pełna chłodu. Muzycznie, znacznie różni się od swojej
imienniczki, ale lirycznie to nadal uzewnętrznianie problemów emocjonalnych
człowieka.
„Trzy sny o tym samym” jest melodyjną perełką, która od samego początku
przypadła mi do gustu. Mimo, że natężenie dźwięku nie jest zabójcze dla uszu,
ciarki tłumem przechodzą po ciele. Pozytywne, delikatne brzmienia, kojące i
odprężające. Wokalistyka równie przyjemna, bez zbędnych zmian w tonacji i
ekspresji. Sen to temat rzeka, pokazuje nasze obawy, oczekiwania.
Słowem-wszystko to co siedzi w naszej podświadomości. Ma on symboliczne
znaczenie, które nawiązuje w tym przypadku do monotonii, pilnej potrzeby zmian.
Wystarczy jednak, by znalazł się ktoś drugi i można popaść w zapomnienie. Całość
podsumowują ostatnie słowa: „A ja...dla mnie starczy, że jestem teraz tu przy
Tobie”.
Ostatnią kompozycją jest „Być Jak John Wayne”. Nawiązanie do legendy Hollywood,
amerykańskiej gwiazdy westernu. Początek
w moim mniemaniu jest irytujący, docierał do mnie przez słuchawki,
efekt-ból głowy. Podobnie końcówka, która stworzyła w mej głowie obraz: setki
urzędników, podbijających stemplami stosy dokumentów. Za to wnętrze jest po
prostu bajeczne. Zaszczepiło we mnie mnóstwo pozytywnych pierwiastków.
Gdzieniegdzie dosłuchałem się partii klawiszowych a`la The Doors, czy The
Rolling Stones. W zasadzie w całej płycie odczułem zabarwienie i inspiracje
retro. Pojęcia nie mam jaki był John Wayne, ale z tekstu wynika, że
promieniował radością i dzielił się nią z innymi.
„Radość i dzielić ją z kimś
Zapomnieć i zgubić się w tym.
To już niemodne - to nic
Ja taki właśnie chcę być.”
Trzeci wers
odnosi się z pewnością do westernów, które mają swoich zwolenników, ale mimo
wszystko ich popularność znacznie spadła. W związku z tym, zapomina się też o
ich bohaterach.
Uwaga! Apeluję o zakończenie marudzenia na temat odejścia z Myslovitz Artura
Rojka! Gdyby to Michał Kowalonek( który moim zdaniem tchnął w zespół świeżość i
nowoczesność) stworzył tę kapelę i śpiewał w niej, po 20 latach postanowiłby
działać solo, a jego miejsce zająłby Rojek, z pewnością byłoby to samo: „Bez
Kowalonka to już nie to samo”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz