piątek, 2 listopada 2012

PRZYSTANEK WOODSTOCK 2012 - DZIEŃ III, 4.08.2012, KOSTRZYN NAD ODRĄ


Dla jednych raj, dla innych piekło na ziemi. Kto jednak nie słyszał o jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w naszym kraju ? Jak podkreśla jego twórca – Jerzy Owsiak, nie jest to najlepszy, lecz najpiękniejszy festiwal na świecie.
Po kilku latach nieudanych prób dotarcia na Woodstock, tym razem spełniłem swoje marzenie.
Zatem zabieram Was do Kostrzyna nad Odrą.
Kiedy wyruszyliśmy ze Wschowy, rozpoczynał się drugi dzień festiwalu. Tego wieczoru gwiazdą miał być od dawna oczekiwany w Polsce, Damian Marley.
Jak tam dojechać ? Cała nasza piątka(ja, Marysia, Natalia, Paweł i Seba) nad tym myślała. Trzeba to niestety przyznać, województwo Lubuskie stopniem rozwoju kolejnictwa nie zachwyca.
Pociągi woodstockowe już nie kursowały. Pozostała nam wycieczka krajoznawcza .Po 1, busem do Głogowa. Na dworcu spotkaliśmy trójkę chłopaków, którzy wiedzieli tylko, że chcą na Woodstock. Nakierowaliśmy ich trochę i poszliśmy  na peron. Po 2, pociągiem do Zielonej Góry. Może i podróż osobowym do najwygodniejszych nie należy, jednak ogarnęło mnie niezwykłe uczucie, gdy pomału docierało do mnie dokąd zmierzamy.
Dojechaliśmy do Zielonej Góry, gdzie mieliśmy trochę czasu do następnego pociągu. Krótka sesja fotograficzna i jedziemy dalej.
Kolejne miejsce było dla nas wielką niewiadomą, a hasło : „ 1,5 godziny w Zbąszynku ” wprowadzało w poczucie swego rodzaju otępienia. „ WTF ? ”, tylko tyle przychodziło mi wówczas do głowy. W pewnej chwili zagadał do nas chłopak w koszulce Metallici. Był wyraźnie podpity. Pytał dokąd jedzie pociąg. Niestety, mimo wielu prób wytłumaczenia nic nie zrozumiał. Może poza tym, że stacją końcową jest „ Bożynek ” …
Po kilku chwilach przyszli po niego znajomi, którzy wszystko zrozumieli. Łącznie z tym, że nocujemy u cioci w Gorzowie.
Postój w Zbąszynku okazał się całkiem przyjemnym punktem, na mapie naszej podróży. Urocze miasteczko, do którego chętnie będę wracał.
Policjant, który miał właśnie patrol na dworcu, widząc, że nie wiemy co ze sobą zrobić, zapytał nas czy czegoś szukamy i wytłumaczył jak dojść do sklepu. Czy każdy tutaj jest tak uprzejmy ? Tego nie mogłem stwierdzić, bo na ulicach nie było żadnych ludzi.
Zrobiliśmy drobne, obiadokolacyjne zakupy w Biedronce i po 20 minutach siedzieliśmy w eleganckim szynobusie spółki, uwaga, uwaga KOLEJE LUBUSKIE !! Mieliście pojęcie o ich istnieniu ??
Po 4, kierunek Gorzów Wielkopolski.
Podróż zlatuje szybko, głównie na śnie. Ledwie zdążyłem się obejrzeć, a już byliśmy na miejscu. Stolica Lubuskiego nocą – coś przepięknego ! Na co dzień niedoceniane miejsca, po zmierzchu zamieniają się w oazy romantyczności. Polecam !
Nareszcie doszliśmy. Pozostały już tylko pogaduszki z ciocią, posiłek, ciepły prysznic i sen, w oczekiwaniu na wielką przygodę. Gdy zasypiałem, wyobrażałem sobie co dzieje się kilkanaście kilometrów dalej. Dzikie szaleństwo na koncercie Luxtorpedy…już chciałem tam być.

Opuszczamy miasto w ciepły, letni poranek. Pociąg do Kostrzyna, którym jechaliśmy, był już dość mocno pooznaczany pobytem Woodstockowiczów. Dwa dni trwania imprezy wystarczyły, by upiększyć i tak już wysłużone, pociągowe toalety. W jednej z nich trafiłem na jakieś rośliny.
Dojechaliśmy na miejsce. Na dworcu roiło się od ludzi. Była ich tu niezliczona ilość.
Co tu dużo gadać – miasteczko pachniało rock` n rollem. To niesamowite, że kilkutysięczny Kostrzyn, na co dzień oaza spokoju, niepozorne miejsce, na trzy dni staje się europejską stolicą muzyki (i nie tylko), która rokrocznie przyciąga setki tysięcy ludzi z całego świata.
 Telewizja mówiła o olbrzymim upale i akcji polewania ludzi wodą przez strażaków. Gdy staliśmy w naprawdę gigantycznej kolejce po bilety powrotne, nic nie wskazywało na to, by pogoda miała ulec zmianie. Odstaliśmy swoje i ruszyliśmy na poszukiwanie jedzenia.
Woodstock jest nie lada okazją dla wszystkich punktów gastronomicznych, a także noclegowych znajdujących się w okolicy. Poszliśmy do jednej z budek. W normalnych okolicznościach, uznałbym brak dbałości o higienę pracy za nieporozumienie. Zrozumiałem jednak, że jadąc  na Woodstock, nie należy oczekiwać warunków z królewskiego dworu. Trzeba przyjąć wszystko takim jakie jest. W związku z tym, nie krzywiłem się, gdy dostałem do rąk hot – doga z surówką… robionego gołymi rękoma przez podstarzałą, spoconą kucharkę. Nie takie rzeczy ludzie jedzą i to w bardziej spartańskich warunkach. Musieliśmy jeszcze zrobić zapasy wody w pobliskim sklepie, by następnie obrać kierunek – pole woodstockowe.
Pogoda zaczęła się psuć, bardzo psuć. W jednej chwili skwar, ustąpił silnym wiatrom i ulewnym deszczom. Szliśmy razem z innymi ludźmi asfaltową drogą, między lasami. Wiele osób chowało się w desperacji pod drzewami. My mieliśmy parasol, jeden na pięć osób. Jednak oczywistym było to, że należy dbać o kobiety. Zatem ja, Seba i Paweł mokliśmy, a Ruda z Marysią dzieliły parasol. Choć to co działo się dookoła, przypominało apokalipsę, to szliśmy nadal, byleby tylko znaleźć schronienie. Na moment stanęliśmy pod drzewami, przerażeni siłą podmuchu. Kątem oka obserwowałem piękno natury i żywiołu. I wydawałoby się, że tu należy powiedzieć : WOODSTOCK ? NIE, DZIĘKUJĘ. Jednak uśmiech nie znikał z mej twarzy. Pozytywna energia i magia tego miejsca, wypracowana w ciągu 8 lat, przez setki tysięcy ludzi – była wyczuwalna z daleka i miała na nas niezwykły wpływ.
Jakiś chłopak, którego wymijaliśmy, powiedział do dziewczyn : „Dwa piwa za parasol !... Trzy!... Cztery ?...Nie no pięciu nie dam”.
Tu wszyscy byli niezwykle otwarci, dominowała atmosfera oparta na haśle : „ miłość, przyjaźń i muzyka ”. Doszliśmy na pole koncertowe. Miejsce deszczu znów zastąpiło słońce. Widok, który ujrzałem chwilę później, był imponujący. Ogromna, największa scena w Polsce. Na jej bokach, widniał napis „ STOP NARKOTYKOM ” I tradycyjnie, umieszczone były telebimy. Na dole, jak zwykle mnóstwo różnorodnych flag i transparentów, przyczepionych przez Woodstockowiczów.  Swój koncert dawał na niej zespół ERIS IS MY HOMEGIRL, laureat Finału Eliminacji na Woodstock. I znów deszcz – trafili pechowo z pogodą. Mimo to publika dopisała i przy deathcore`owych melodiach, połączonych z elektroniką bawiło się kilka tysięcy osób. Był to drugi koncert na dużej scenie tego dnia. Wcześniej zaprezentował się na niej rapcore`owy HOPE.
Z daleka widziałem ludzi bawiących się w masie świeżego błota, które przez deszcz utworzyło się nawet pod samą sceną.
Słysząc słowa wokalisty : „ Teraz polecimy trochę z techniawką ”, poszliśmy dalej, w głąb woodstockowego buszu. Tak się stało, że dotarliśmy do Przystanku Jezus, gdzie przeczekaliśmy deszcz z innymi ludźmi. Zorientowałem się, że ludzie przychodzą do tego miejsca, głównie po to, by porozmawiać z księżmi i siostrami – misjonarzami, wyspowiadać, czy nawet nawracać się.
W tym miejscu została także postawiona scena.
Po pewnym czasie, ruszyliśmy w dalsze badanie terenu. Odwiedziliśmy, wybudowany specjalnie na tę okazję LIDL. W jego pobliżu stał mur, który był przyozdobiony podpisami  Woodstockowiczów. Ja z Marysią, poczekaliśmy na zewnątrz. Były tam też dwie dziewczyny, które żebrały o pieniądze na lody. Może i z oprawą artystyczną łatwiej coś dostać, niż na litość, bo znalazł się jakiś idiota, na którego zadziałały te pawie skrzeki. Jednak zachowanie dziewczyn, wzbudzało skrajną litość i żal. Na szczęście długo nie musiałem tego słuchać.
Swój występ zakończyła grupa PLAN, trzecia gwiazda, wyłoniona w konkursie.
Tym razem na scenie zobaczyliśmy Jerzego Owsiaka, który po krótkiej przemowie, 


zapowiedział bośniacką formację DUBIOZA KOLEKTIV (dub/reggae). Ciekawa muzyka, pełna żywiołowości, porywająca do tańca, przy akompaniamencie dobrego warsztatu wokalnego. Polecam wszystkim fanom tego nurtu ! Uwagę przykuwały także kreacje muzyków. Przyodziali oni ubrania w czarno – żółte paski, prawdopodobnie były to stroje jakiegoś klubu piłkarskiego.
Po kilku utworach poszliśmy dalej. Chcieliśmy odwiedzić jeszcze kilka miejsc, przed początkiem najważniejszych dla nas koncertów. Zatem, w rytmach reggae wspinaliśmy się na górę.
Szliśmy wzdłuż pola namiotowego, na którym działo się dużo i jeszcze więcej. Gdzieniegdzie były flagi i inne oznaczniki, formujące dany obóz (najczęściej miasta). Tak kolorowe miejsce, z tyloma uśmiechniętymi twarzami – mam wrażenie, że drugiego miejsca, tak bardzo wypełnionego radością, w całym naszym kraju, po prostu nie ma.
Ludzie bawili się gdzie i z kim popadło, na różne sposoby. Jednak na każdym kroku było widać działanie hasła : „ MIŁOŚĆ, PRZYJAŹŃ, MUZYKA ”.
Doszliśmy w końcu na szczyt i oczekiwaliśmy gwiazdy Sceny Folkowej (Małej).
Mieliśmy chęci odwiedzić ASP, lecz widok tłumu, który już się tam zgromadził, szybko je rozwiał.
Bawiliśmy się z daleka, na koncercie, hip – hopowej formacji PAPA MUSTA. Byliśmy tam bardziej dla żartów, niż z powodu szczególnego zainteresowania. Jednak obiektywnie stwierdzam, że warto było zawitać pod scenę folkową, o tej godzinie. Nawet jeśli jest się (tak jak w moim przypadku) fanem, tak zwanego „ darcia mordy ”. Jedynie widok nagiego gitarzysty, nie był dla mnie rzeczą do zaakceptowania.
Po koncercie, zeszliśmy nieco niżej, w kierunku Pokojowej Wioski Kryszny.
Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Przystanku Woodstock, usłyszałem też o Hare Krisznie. Jednak pierwszy raz w życiu miałem okazję obserwować jego wyznawców, i to podczas modlitwy.
„ Hare, Haree, Haree Kryszna… ” – i tak na okrągło. Ludzie chodzili w kółko, tanecznym krokiem, śpiewając swoje pieśni. Na ekranie, w namiocie, widniał portret Kryszny.
Obok stały namioty z jedzeniem – ponoć najlepszym i najtańszym na Woodstocku. Dookoła roiło się od punków i rastafarian. To głównie ich muzyka królowała na czwartej ze scen.
Gwiazdą tego wieczoru, w Pokojowej Wiosce Kryszny miał być zespół FARBEN LEHRE.
Nam przypadł zaszczyt trafienia na oi punkową kapelę, TOI LUZJA.
Pierwszy raz w życiu widziałem oi pogo ( odmiana, która pojawia się głównie na koncertach hardcore punkowych ), czyli prosto mówiąc : „ z buta po ciele ”. Imponujące !
Wcześniej nie słyszałem o tym zespole, lecz była to miła niespodzianka i ciekawe urozmaicenie mego pobytu na Przystanku. Czas naglił, więc poszliśmy pod główną scenę, gdzie swój występ rozpoczęły już ELEKTRYCZNE GITARY. Nie pozostawię złudzeń – koncerty tego typu klasyków, są dla mnie tak ważne, jak pielgrzymka do Mekki dla Muzułmanina. Nigdy wcześniej, ani na Ursynaliach, ani podczas Sonisphere nie widziałem takiego tłumu !!
Tu byli wszyscy : metale, punki, rastafarianie, hip – hopowcy, emo, hippisi, skejci, skinheadzi, zwykli ludzie, obcokrajowcy, starzy i młodzi, dzieci i dorośli, a nawet mężczyźni pod krawatem. Mógłbym wymieniać dłużej. Popularność Woodstocku przerastała moje pojęcie.
Co do samego koncertu. Najprościej byłoby powiedzieć ELEKTRYCZNE GITARY.
Jest to bowiem klasa sama w sobie. Zespół, który stał się inspiracją dla młodych i na zawsze wpisał się w karty historii polskiej muzyki. Z pewnością nie ma takiej osoby w naszym kraju, która nie znałaby hitu : „ To jest już koniec ”. Poza tym utworem, uczestnicy tego widowiska mogli usłyszeć jeszcze m.in. : „ Dzieci ”, „ Przewróciło Się, Niech Leży ”, „ Ona Jest Pedałem ” i „ Jestem Z Miasta ”. To był rewelacyjny koncert, blisko 1,5 godzinne show, z prawdziwym, polskim rock` n rollem.
Zbliżał się kolejny występ. Zespół, który powrócił do Polski, po trzech miesiącach, kiedy to był jedną z gwiazd Metalfestu w Jaworznie. Niemiecka grupa IN EXTREMO.
Nie mogłem wyjść z podziwu, że ludzie nie zwracali uwagi na gatunek muzyczny (w tym przypadku folk metal). Bawili się, bez względu na to, czy na co dzień słuchają danego nurtu, czy nie. Niezwykłe kreacje muzyków i efekty pirotechniczne, w postaci ogromnych płomieni, były doskonałym uzupełnieniem do głównych aspektów koncertu. Jak na zespół folk metalowy przystało, niektóre utwory grali z udziałem takich instrumentów jak średniowieczne dudy, czy lira. Był to trzeci koncert Niemców w Polsce. Pierwszy raz pojawili się u nas jesienią 2010 roku, podczas Płock Cover Festival. Tak jak wcześniej, tak teraz wypadli znakomicie i porwali ludzi do zabawy. W pewnym momencie, stanęła przede mną jakaś dziewczyna, trzymająca kartonik, z napisem : „ Free Hugs ”.
W tym momencie przyciągnąłem do siebie swoją dziewczynę. Tamta odeszła, uśmiechając się do nas. Wiele nasłuchałem się o takich ludziach – darmowe przytulenie, buziaki, seks za złotówkę itp.
Po raz kolejny doświadczyłem tego woodstockowego luzu i radości płynącej zewsząd. In Extremo, po takim koncercie, z pewnością chętnie będzie wracać do Polski, tym bardziej, że daleko nie mają.
To co działo się podczas koncertu, jest nie do opisania ! Totalne szaleństwo przy folk metalowym grzmoceniu. Niezapomniany set, kipiący od hitów. Byłem rad, gdy usłyszałem swój ulubiony „ Herr Manneling ” – jest to tradycyjna, średniowieczna pieśń. Niesamowite przeżycie ! Kto nie był nasycony po koncercie In Extremo, mógł zadowolić się jeszcze trzema koncertami na Dużej Scenie.
Hard rockowy THE DARKNESS grał w Polsce po raz pierwszy, choć zyskał już miano światowej legendy. Jak powiedział J. Owsiak, grupa ta, nigdy nie grała na tak dużym festiwalu. Na dodatek, jako jedna z głównych gwiazd. Wokalista tego zespołu, posiada bardzo cenne w muzyce hard rockowej predyspozycje wokalne. Śpiewa falsetem, więc momentami przechodziły mnie ciarki. Zabawa przy muzyce tego zespołu była naprawdę świetna. Szczególnie podczas dwóch utworów, na które najbardziej czekałem, czyli : „ One Way Ticket ” i „ I Believe In A Thing Called Love ”. Kilkaset tysięcy osób, złączonych miłością, przyjaźnią i przede wszystkim muzyką – to był tak niecodzienny, piękny widok. Zrozumiałem dlaczego niektórzy nazywają Woodstock festiwalem marzeń.
Niezwykle efektownym elementem koncertów jest powtarzanie dźwięków za wokalistą. Są to najczęściej samogłoski, wykrzykiwane na różne sposoby. Jedyne co mnie raziło, to zniewieściałość wokalisty. Tak jak powiedziałem, ma rewelacyjny głos, lecz jego tańce „ czterema literami ”… Niektóre gwiazdy rocka lubią szokować i wzbudzać kontrowersje. Taka już ich natura.
Szybko zapomniałem o tym niesmacznym, w moim odczuciu fakcie. Wystarczyły dwa skoki w publikę. Ponoć marzeniem każdego artysty jest rzucić się ze sceny, na falę. Jeśli to prawda, to zdaje się, że nie tylko marzenia festiwalowiczów spełniają się na Woodstocku. Sam fakt zagrania na tej imprezie, jest olbrzymim zaszczytem i wyróżnieniem dla każdego muzyka. The Darkness dali niezapomniany koncert. Szkoda tylko, że nie zgodzili się na jego publikację w sieci. Liczyłem na możliwość szukania siebie, wśród tłumów. A tyle razy machałem do latającej nad nami kamery, zamontowanej na olbrzymim dźwigu. Przynajmniej moja pamięć jeszcze nie zawodzi, więc postanawiam, opisywać każdy koncert, na którym będę, póki skleroza mnie nie dopadnie.
Pomiędzy występami na scenie pojawiali się szczęśliwcy, którzy w nagrodę za zwycięstwo w konkursie jednego ze sponsorów, mieli okazję zagrać na gitarach przed Woodstockowiczami. Inicjatywa, którą w 100% popieram !
Na krótko przed koncertem głównej gwiazdy, został zaprezentowany spot, ukazujący istotę wody w naszym  życiu. Jednak to była jedna z wielu tego typu akcji. Woodstock zawsze oferuje szeroki wachlarz dodatkowych atrakcji i wydarzeń towarzyszących.

700 000 ! To przybliżona liczba osób, które przybyły 6 sierpnia, by zobaczyć koncert zespołu, darzonego w Polsce szczególną sympatią. Nie był to Jean Michele Jarr, nie było to U2.
Kto zatem dwoma utworami, mógł podbić polskie serca ?
Mowa oczywiście o szwedzkim SABATONIE. Jak długo czekałem na ten dzień! Jedna z moich ulubionych, power metalowych kapel, po raz kolejny odwiedziła Polskę. Jerzy Owsiak, który zapowiedział występ, poinformował o tym, że Szwedzi, będą nagrywać DVD koncertowe.
To była wspaniała wiadomość ! Niespodzianką przygotowaną przez fanów, było rozwinięcie tej samej flagi, która pojawiła się podczas meczu Polska : Czechy, na Euro 2012. Tym razem, miała zostać rozłożona podczas utworu : „ 40:1 ”. Chyba sam Sabaton nie mógł wyjść z podziwu, że ten koncert zgromadził, aż takie tłumy.
Intro, w postaci „ The Final Countdown ”, było strzałem w dziesiątkę ! Ludzie wyraźnie nie mogli się doczekać. Niedługo po nagraniu płyty „ Carolus Rex ”, zespół opuściło aż czterech, z sześciu muzyków. Szybko jednak znaleźli się ich następcy. W związku z tym, mieliśmy okazję usłyszeć, już odnowiony Sabaton. Energia jaka płynie z muzyki tej formacji,
 ambitne, pokrzepiające teksty, w większości mówiące o istotnych bitwach, w dziejach świata, sprawiają, że występy Szwedów są niezwykle emocjonujące, Power metalowa szybkość, plus prawda historyczna. Wyjątkowa set lista, składała się z 16 utworów. Fani mieli okazję usłyszeć największe hity zespołu, a także kilka nowości. Poza oczywistymi „ 40:1 ”i „ Uprising ”, były to m.in. : „ Attero Dominatus ”, „ Midway ”, „ Primo Victoria ”, a także „ Carolus Rex ”.Ogromną niespodzianką było dla mnie „ Metal Crue ” – utwór wyrażający zamiłowanie do heavy metalu. Kontakt z publicznością był po prostu wzorowy ! Tradycyjna pochwała znajomością polskich słów, odśpiewane przez Woodstockowiczów „ sto lat ”. a także seria dowcipów serwowanych przez Joakima. To wszystko tylko uatrakcyjniło koncert.
Gdy Broden usłyszał jak Woodstockowicze skandują : „ pij do dna! ”, kiedy trzymał w dłoni puszkę piwa, był nieco zdezorientowany. Ktoś jednak go oświecił, a Szwed jednym haustem wychylił całą zawartość. Brawa nie miały końca. Po jednym z utworów, ludzie zaczęli krzyczeć : „ bohaterom, cześć i chwała ! ”.
Nieistotne jest to, że ktoś zaczął nam dmuchać dymem tytoniowym po karkach, ani to że błoto zasysało moje glany. To znikało w zapomnieniu, gdy dookoła było słychać piosenki Sabatonu.
Niestety, nie mogliśmy zostać dłużej…
Opuszczaliśmy pole woodstockowe, w towarzystwie granego na bis „ Panzer Battalion ”.
Wszędzie rozpościerała się ciemność, lecz uczucia, które mną targały, skłaniały się ku tym pozytywnym. Panujący mrok, nigdy wcześniej nie był, aż tak przyjemny. A śpiewane przez nas „ Fear of The Dark ”, nie wywoływało lęku, lecz niepojęty uśmiech.
Doszedłem do wniosku, że energia Woodstocku, faktycznie istnieje. Nie tylko w słowach.
Musieliśmy iść bardzo szybko. Żałowałem, że nie mogliśmy zostać na koncercie MY RIOT, który później okazał się jednym z największych kandydatów do Złotego Bączka – nagrody za najlepsze koncerty na scenach głównej i (osobno )folkowej. Niestety, siła wyższa. Jednak dzięki temu udało nam się wejść – WEJŚĆ, do pociągu ! Zamieszanie, które miało miejsce na dworcu, wywołało niepotrzebne nerwy i stres. Zarządzono bowiem, żeby nie wpuszczać ludzi na perony. W związku z tym, wszyscy stali stłoczeni przed budynkiem i każdy marzył o tym, by usiąść w pociągu. Nadzieja matką głupich. Konduktorzy sprawdzali bilety, przed wejściem na teren dworca. Ludzie strasznie się bulwersowali, jednak nic nie dało się zrobić. Czekaliśmy tylko na słowo : „ Kraków ! ”.
Ludzie rozkładali śpiwory przed budynkiem, od strony torów. Inni grali na gitarach, a my rzucaliśmy się na wagony, w których moglibyśmy się upchać. Wyobrażacie sobie, wypełniony po brzegi osobowy, wiozący ludzi z Lubuskiego, Dolnośląskiego, Opolskiego, Śląskiego, Małopolskiego I Bóg wie skąd jeszcze, na zakończenie Woodstocku ? Trzeba było zacisnąć zęby.
Natalia z Pawłem koczowali między siedzeniami, zajętymi przez młodych Górali. Ja, Marysia i Seba, wcisnęliśmy się, z szesnastoma innymi osobami, na korytarz przy wyjściu.
Po kilku minutach, jakimś cudownym sposobem ulokowaliśmy się na bagażach. Co jakiś czas musiałem wstawać, nogi cierpły mi błyskawicznie, a to nie było specjalnie przyjemne. Poczęstowałem dwie osoby piciem, na którego widok, wówczas robiło mi się niedobrze. Jednak o toalecie można było pomarzyć… To było koszmarne przeżycie ! Blisko 6 godzin, całą noc nie było możliwości dotarcia do toalety, która była na samym końcu pociągu. Po drodze było tyle ludzi, że przebicie się przez nich było po prostu nierealne. Dwóch chłopaków, którzy siedzieli z nami na korytarzu skorzystało z ekstremalnego sposobu na załatwienie swych potrzeb. Drzwi przy których stali, były delikatnie rozchylone, nic więc nie stało na przeszkodzie… Słyszałem już o takich i innych historiach, opowiadających o tym co dzieje się w pociągach woodstockowych. Nie przypuszczałem jednak, że kiedykolwiek będę ich świadkiem. Nigdy nie miałem tak męczącej podróży.
Nareszcie dotarliśmy na miejsce ! Głogów podarował nam świeże powietrze, którego tak bardzo nam brakowało w pociągu. Wycieńczeni, pozbawieni wszelkiej energii  udaliśmy się na poszukiwanie upragnionej toalety.


Niewątpliwie, kolejną edycję, kultowego Przystanku Woodstock, można zaliczyć do niezwykle udanych. Choć momentami pogoda nie dopisywała(deszcz zniszczył 30 stron mojej relacji z Ursynaliów !) nie przeszkodziło to w zgromadzeniu kilkuset tysięcy, głodnych zabawy ludzi. Zarówno tych stałych bywalców, jak i nowicjuszy, którzy poznali uroki Woodstocku. Przez trzy dni, na czterech scenach wystąpiło blisko 80 artystów, ze wszystkich zakątków świata.
Duża Scena, jak co roku gościła znakomitych wykonawców zagranicznych. Tym razem byli to :
Machine Head, Ministry, Asian Dub Foundation, THePetbox, Damian Marley, The Quemist,  AntiFlag, Hardcore Superstar, Shantel, Dubioza Kolektiv, In Extremo, The Darkness i Sabaton. 
A także rodzimych muzyków : Vavamuffin, happysad, Carrantuohill, Deriglasoff, Bethel, The Analogs, Poparzeni Kawą Trzy, Piotr Bukartyk, Gooral, Luxtorpeda, Hope, Eris Is My Homegirl, Plan  Elektryczne Gitary oraz My Riot…Wiele rzeczy sprawiło, że nad kolejnym  przyjazdem na Woodstock, poważnie bym się zastanowił…
Jednak klimat, koncert i różnorodność ludzi, przekonały mnie do tego, by nazwać ten festiwal : magicznym. Fakt, że wydarzenie to, nie jest biletowane jest zawsze, bardzo kuszący. Poza tym, za rok gra Anthrax… Takiej okazji nie mógłbym przegapić !

Na koniec tradycyjnie zamieszczam zdjęcia (własne)  i linki do materiałów video.




ZIELONA GÓRA, DWORZEC PKP




                                    ZBĄSZYNEK

                                   



                         


                                     DUŻA SCENA



                     POKOJOWA WIOSKA KRYSZNY




                        


          OI POGO, PODCZAS KONCERTU TOI LUZJA


                       

    TUŻ PRZED KONCERTEM DUBIOZA KOLEKTIV





KILKA FILMIKÓW :

KONCERTY

SABATON


FLAGA POLSKI, podczas koncertu


DUBIOZA KOLEKTIV (facet pod krawatem 1:09)


LUXTORPEDA - HYMN oraz 3000 ŚWIŃ



VAVAMUFFIN - PARAMONOV


GOORAL - KARCZMARECZKA


PLAN


PIOTR BUKARTYK


HAPPYSAD - ZANIM PÓJDĘ


MY RIOT + PEJA 


POPARZENI KAWĄ TRZY



ELEKTRYCZNE GITARY - JESTEM Z MIASTA


DERIGLASOFF


BETHEL


THE ANALOGS - WANDALE


HARDCORE SUPERSTAR


ANTI FLAG


MINISTRY


HOPE


THE QUEMIST


DAMIAN MARLEY


ASIAN DUB FOUNDATION


ERIS IS MY HOMEGIRL


THE PETEBOX


SHANTEL



INNE/CIEKAWOSTKI


WYWIAD Z PEJĄ






WYWIAD Z SABATONEM




MIŁOŚĆ NA WOODSTOCKU (WOODSTOCK I PRZYSTANEK JEZUS) 2012

http://www.youtube.com/watch?v=PIgJ0cWzyhg

LUDZIE WOODSTOCKU 2012 (kompilacja zdjęć)
http://www.youtube.com/watch?v=eLUpOvWMXHM&feature=related









Następna relacja : XX LECIE DZIAŁALNOŚCI AMON AMARTH, WARSZAWA, PROGRESJA.

9 komentarzy:

  1. Świetna relacja! ;)) Ten tekst tak miło mi się czytało, szczególnie dlatego, że tam byłam i miło spędziłam czas na Woodstocku^^ xD A jeśli chodzi o In Extremo to epickie było Herr Mannelig i również bardzo mi się podobało ;) Wizyta na Woodstocku to nie lada przeżycie, ale wspomnienia są po tym niesamowite! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebista relacja. Szybko się czyta i wiadomo o co chodzi. Jest klimat. Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
  3. wow, super relacja. szczerze zazdroszczę. dobrze napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z powyższymi komciami :) Tak, tak. I foty fajne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra relacja, aż zatęskniłam za atmosferą festiwalu. Gratuluję! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne zdjęcia! I super relacja, przyjemnie się ją czyta! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. relacja fajna ale:"Wiele nasłuchałem się o takich ludziach – darmowe przytulenie, buziaki, seks za złotówkę itp" ?! wtf? free hugsy są nieodłącznym elementem woodstocku i nigdy nie słyszałam o tym, żeby prowadziły do puszczania się za zeta ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mówię, że hugs`y prowadzą do "puszczania się za zeta" :D Jedni oferują przytulenie, drudzy pocałunki, a jeszcze inni seks bez zobowiązań-nie da się tego ukryć ;)

      Usuń