WSTĘP
Spoglądając
na obszerny line-up tegorocznych Ursynaliów, zastanawiałem się -
jak ja to wszystko ogarnę? Do tej pory opisywałem tylko
kilkugodzinne koncerty z udziałem paru gwiazd, znanych jedynie
prawdziwym koneserom ciężkiego grania. Tym razem były to gwiazdy z
naprawdę najwyższej półki. Zapraszam na obszerną relację z
Ursynalia Warsaw Student Festival 2012.
Wszystko
należy zacząć od tego, że Ursynalia to największe juwenalia
(festiwale studenckie ) na starym kontynencie. Organizowane już po
raz XXIX przez Samorząd Studentów SGGW w Warszawie. Z roku na rok
stają się coraz bardziej popularne, a to głównie dzięki znakomitym
artystom, wśród których przybywa gwiazd zagranicznych. Choć
poprzednia edycja nadała imprezie rozgłosu i przyciągnęła tłumy,
na koncert takich znakomitości jak: Korn, Guano Apes, Alter Bridge
czy Simple Plan, to ten rok zdawał się zdecydowanie przebić
poprzednie lata.
URSYNALIA DZIEŃ I
Jest
piątek - 1.06. rano. Wyruszam razem z dziewczyną i bratem w
kierunku Ursynowa. Pogoda nie sprzyja - potwornie wieje, a nad
miastem wiszą kłęby czarnych chmur. Dotarliśmy na miejsce. Część
ludzi wędrowała ku polu namiotowemu, część oczekiwała
upragnionej godziny 14:00, kiedy to miało nastąpić otwarcie wrót
piekielnych! Inni (w tym my) podeszli do punktu z opaskami. Każdy
posiadacz trzydniowego karnetu był zobowiązany do tej czynności.
Tak więc, chwilę później nasze nadgarstki były udekorowane
zielonymi, ursynaliowymi wstążkami. Co dalej? Zaczęliśmy
zwiedzanie, by w miarę możliwości zapoznać się z terenem
kampusu. Budki z napojami, jedzeniem - wolałem nie myśleć o
cenach... Jednak fakt, że obowiązywał zakaz wnoszenia produktów
spożywczych dawał mi do myślenia - "chyba będziemy musieli
zostawić tu trochę drobnych". Wiatr się wzmagał i nic nie
wskazywało na to, żeby szybko ustał. Podeszliśmy do bramek, przy
których umocowane były pawilony głównego sponsora, którym był
browar LECH. Tłumów póki co tutaj nie było. Większość z
obecnych poszła odprężyć się na korytarzu łączącym teren
szkoły z ulicą. Z pewnością była w tym jakaś słuszność. Nie
odstaliśmy nawet 10 minut, gdy w jednej chwili wiatr porwał
pawilony! Jeden po drugim, jak z armaty, wystrzeliwały w kierunku
płyty. Na szczęście nikt nie ucierpiał, choć wyglądało to
naprawdę niebezpiecznie. Dołączyliśmy do ludzi w przejściu.
Dookoła roiło się od czerni. Można powiedzieć, że tym razem
wyróżniali się ci, którzy nie byli związani z jakąś subkulturą
- zwyczajnie ubrane osoby, które przyciągnęła tu zwykła
ciekawość lub chęć zabawy.
Po
20 minutach wróciliśmy pod bramki. Co dziwne, nadal nie było
ochrony. Co dziwniejsze, bramki były otwarte, a pod sceną stały
jakieś 4 osoby. Nic nie przeszkodziło nam, w swobodnym dotarciu pod
same barierki. I tak oto, mój brat nielegalnie dostał się na
festiwal studencki. Wstęp od 16 roku życia, ewentualnie w
towarzystwie opiekuna prawnego. Wystarczyłoby tylko, gdybym urodził
się pod koniec maja, a już oszczędzilibyśmy sobie stresu i fatygi
związanymi z przygotowaniem opcji awaryjnych, których trochę w
zapasie było.
Pierwszy
dzień i poszło jak po maśle! Najpierw udaliśmy się w kierunku
sceny klubowej.Ani śladu żywej duszy. Tu koncerty zaczną się
kilka godzin później.
Scena główna robiła niemałe wrażenie
, a po jej bokach umieszczone były dwa telebimy. Zawsze fajnie jest
zobaczyć ten dziki tłum za sobą.
Już
w momencie gdy wysiadaliśmy z autobusu słyszeliśmy rozgrzewające
się po kolei zespoły. Szczęście nam dopisało, bo nie musieliśmy
długo czekać, by zobaczyć próbę rodzimej gwiazdy - Luxtorpedy.
Już to podpowiadało mi, że czekają nas trzy dni pełne wrażeń.
Gdy
ochroniarze z firmy "FOKUS" zaczęli ustawiać się pod
sceną robiłem wszystko, żeby uniknąć ich spojrzeń. Jednak
zdziwiło mnie to, że minęła 14:00, a ludzie przed bramkami nie
byli wpuszczani przez ochroniarzy. Dlaczego? Bo panów z Fokusa nadal
tam nie było. Choć ludziom i tak się nie spieszyło. O 15:05 swój
koncert miał zagrać Laureat Konkursu Kapel, nu-metalowy Full
Flavour z Bydgoszczy. Wcześniej na scenie pojawił się
prowadzący,dziennikarz ESKA ROCK którego nazwiska nie pamiętam.
Powitał wszystkich, przeczytał listę sponsorów i zaprosił...
Widać było, że to ich debiut na tak wielkiej imprezie. Wyglądali na mocno zestresowanych. Nie porwali tłumów, bo tłumów nie było. Myślę jednak, że każdy z około 20 osób pod sceną doskonale zapamiętał scream wokalisty, o treści: "Żal! Wielki żal!". Nie uważam, że te słowa mogłyby odnosić się do wykonu Full Flavour. Wręcz przeciwnie - bardzo przyjemnie się ich słuchało. Kto się tam nie zjawił, stracił 20 minut dobrej muzyki.
FULL FLAVOUR
Widać było, że to ich debiut na tak wielkiej imprezie. Wyglądali na mocno zestresowanych. Nie porwali tłumów, bo tłumów nie było. Myślę jednak, że każdy z około 20 osób pod sceną doskonale zapamiętał scream wokalisty, o treści: "Żal! Wielki żal!". Nie uważam, że te słowa mogłyby odnosić się do wykonu Full Flavour. Wręcz przeciwnie - bardzo przyjemnie się ich słuchało. Kto się tam nie zjawił, stracił 20 minut dobrej muzyki.
Następny na scenie zaprezentował się kolejny Laureat Konkursu Kapel - thrash metalowy TUFF ENUFF, Grupa, po kilku latach przerwy zreaktywowała się i zaprezentowała 25-minutowy materiał hitów sprzed lat. Nie zdziwiłem się więc, gdy przed koncertem tego zespołu, widownia się powiększyła. Było tam wówczas około 70 osób. Krótko mówiąc Tuff Enuff dało czadu! Wycisnęło ze mnie mnóstwo energii. Udowodnili, że nadal są w świetnej formie. Szkoda, że nie mogli zagrać dłużej. Zauważyłem, że z każdym wykonawcą przybywało widowni.
Godz.
16:10 oznajmiła, że nadszedł czas na SANDALESS - nu-metalowy
kwartet prosto z Mazur. Co do muzyki - nie mam się o co przyczepić.
Koncert był niezły, choć po ostrym kopnięciu Tuff Enuff
potrzebowałem czegoś, co podtrzyma taki nastrój. Tymczasem, było
dobrze, lecz bez fajerwerków. Słyszałem już tysiące nazw
zespołów. Jedne mniej, inne bardziej dziwne. Skąd jednak pomysł,
by nazwać się "Sandał Mniej"? Można filozofować,
szukać odpowiedzi lub przejść do następnego wykonawcy.
NOKO
- znani jako finaliści, pierwsze, polskiej edycji programu Must Be The Music. W swoich kompozycjach
mieszają grunge, metal i rock. Mimo, że grają ciężko, a ich
muzyka nie jest zbyt łatwa w odbiorze, zostali docenieni. I
słusznie, bo takiej energii brakowało trochę na polskim rynku
muzycznym. Ludzi przybywało - teraz moje oczy nie ogarniały tego
tłumu. Za to wyręczały mnie kamery. Widok już wówczas był
imponujący. Chłopaki z NOKO, dając świetny 40-minutowy koncert
pokazali klasę. Choć ich numery do tych "na rozruszanie"
raczej nie należą, to bawiłem się bardzo dobrze. Kto NOKO nie
słyszał - polecam!
Jako piąta na scenie zaprezentowała się AMETRIA, niegdyś
nominowana do nagrody Fryderyka razem z zespołami Behemoth, Vader,
Acid Drinkers i Hunter. Ich szczyt popularności miał miejsce w
2005, kiedy to podbijali listy przebojów utworem "Hiszpański
Hicior" (metalowa interpretacja "Bailando"). Wówczas
wokalistką była Marta Ciecierska. Dziś pozostała tam silna męska
ekipa, która na tegorocznych Ursynaliach dosłownie zmiażdżyła
system! Pierwsza ścianka wywołana przez artystę, pierwsze
wulgaryzmy padające ze sceny (już przy Full Flavour słychać było
popularne "Slayer K***a!", które towarzyszyło
Ursynaliowiczom do samego końca imprezy). I co poza tym? Po prostu -
najlepszy z dotychczasowych koncertów! Wszystkim, którzy chcą
gdzieś się wyżyć, polecam koncerty ekipy z Warszawy. Istna
rewelacja, czysty metal!
Koncert
kolejnej gwiazdy... LIPALI. Z przykrością stwierdzam, że koncert
ten, ciężko mi było znieść. Jedyne, co pamiętam to napierający
tłum i korpulentny pan, który dotarł do barierek dzięki swojej
masie, rozpychając się. Pech chciał, że wbił się akurat po mojej
lewej stronie. Taaak, jednak dla kogo ten pech. Przez 3 koncerty
robiłem z nim statyczne pogo. A gdy zaczął mi zwracać uwagę,
skwitowałem to słowami: "A czego się pan spodziewał pod samą
sceną? Tego, że ludzie będą stać i nic nie robić, jak w
Niemczech?". I spokój! Wracając do koncertu, Lipali to jeden z
projektów muzycznych Tomasza "Lipy" Lipnickiego. Zespół
ten gra rock alternatywny i można powiedzieć, że dla polskiej sceny rocka
znaczy od lat wiele. Niestety wspomniany wcześniej osobnik utrudnił
mi odbiór koncertu. Choć i tak najbardziej zirytował mnie tym, że
podczas 40 min. ani razu nie zaklaskał po utworze, o jakiejkolwiek
zabawie pod sceną nie wspominając. Trudno, Lipali przestudiuję
LIVE przy innej okazji.
Robimy przerwę od koncertów, by poruszyć inne tematy. Fotoreporterzy! Każdy kto chciał legalnie dostać się na małe pole pomiędzy sceną a barierkami miał trzy wyjścia:
I.
Popływać na fali - skok na ręce ludzi, płynięcie, zeskok w ręce
ochroniarzy, którzy i tak chwycą Cię za fraki, gdy będziesz
rozkoszować się świadomością, że przez kilka sekund byłeś
bliżej muzycznego piekła niż ktokolwiek inny. Krótkotrwałe...
II.
Udawać, że coś Ci dolega. Wtedy możesz znaleźć się nawet na
backstage'u Utracisz za to swoje miejsce. Jeśli jest ono wyśmienite
to lepiej unikać rozlewu krwi.
III.
Złożyć wniosek o akredytację - tylko taki dokument pozwalał na
robienie zdjęć.
Z
tej ostatniej możliwości skorzystało wiele osób. Na 2-3 utwory
byli wpuszczani pod samą scenę. Część z nich miała przy sobie
niewielkie drabinki. Niektórzy używali "kijków", żeby
nagrać z góry bawiący się tłum. Dzień w dzień zatem
widzieliśmy tych samych ludzi z kamerami, aparatami i drabinkami w
dłoniach. Przyzwyczailiśmy się do blasku fleszy błyskających nam
po twarzach.
Nadeszła godzina 19:00, a na scenie pojawił się Litza, Hans i reszta ekipy z formacji LUXTORPEDA. Deszcz nie był straszny fanom, których już pierwsze dźwięki "Autystycznego" porwały do zabawy. Warto dodać, że utwór ten przez 50 tygodni nie znikał z Listy Przebojów Trójki, stał się absolutnym hitem i numerem obowiązkowym na setlistach zespołu. Poza tym, muzycy zagrali utwory "Niezalogowany", "Za Wolność", "3000 Świń".oraz materiał z nowej płyty "Robaki": "Hymn", "Fanatycy", "Mowa Trawa" oraz "Raus". Ich koncert był niesamowitym widowiskiem pełnym emocji i magicznych zjawisk w postaci podwójnej.tęczy, która przykuła uwagę nawet samego Litzy. Koncert dobiegł końca. To co miało się wydarzyć chwilę później przerosło moje najśmielsze oczekiwania...
SLAYER (USA)
Amerykanie
grali w Polsce swój trzeci koncert w ciągu ostatnich dwóch lat. W
2010 wraz z Metallicą, Megadeth i Anthrax odbyli serię koncertów w
całej Europie w ramach Sonisphere Festival. Rok później kolejna
trasa europejska, wspólnie z Megadeth i Exodus. Tym razem
warszawskie Ursynalia. Zastanawiało mnie to, czy akcja internetowa,
której celem namówienie Toma Aray'i do krzyknięcia "SLAYER
****a!" - dojdzie do skutku. W tłumie (choć to i tak mało
powiedziane) pojawiły się biało-czerwone flagi z napisami
wielbiącymi zespół. Jakiś chłopak stojący z tyłu dał nam
swoją flagę, by była widoczna dla muzyków. Nigdy w życiu nie
odczułem takiego ogromnego nacisku. Miałem wrażenie, że kości
wychodzą mi na wierzch. Z pewnością każdy stojący pod sceną
miał takie wrażenie. Co nie zmieniało faktu, że warto było przy
niej stać. Ścisk w jakim się znaleźliśmy, momentami
uniemożliwiał oddychanie. Jednak czego się nie robi dla spełnienia
marzeń? Od początku było wiadomo, że trzeba się nastawić na
istną rzeź. Do tego porównałbym koncert Slayera. Od początkowego
"South Of Heaven", poprzez "Jesus Save", aż po wieńczący widowisko
klasyk "Angel Of Death" - muzycy nie oszczędzali ani siebie ani
publiczności. Ochrona miała nie lada zadanie. Dwoili się i troili,
tak jak ludzie będący na koncertowej fali. My również,
niejednokrotnie musieliśmy uważać, by nie oberwać w głowy
glanami lub nie zostać przygniecionym przez osoby unoszące się na
rękach tłumu. Mnóstwo osób, głównie dziewczyn musiało
zrezygnować z zabawy. Jeszcze nie widziałem tylu zasłabnięć
(omdleń) w jednym miejscu. Służby medyczne miały zatem pełne
ręce roboty. Widziałem mężczyznę z zakrwawionym okiem. A wydaje
mi się, że i tak każdy liczył swoje pokoncertowe siniaki. Slayer
na Ursynaliach - totalna rzeźnia, tylko dla wytrwałych. Kolejny
rewelacyjny koncert w Polsce, choć do wypowiedzenia dwóch
magicznych słów przez wokalistę nie doszło. Poza tym, brak bisów
ze względu na formę imprezy i samolot do Stanów.
Około północy, na scenie pojawił się CHASSIS. Jeden ze zwycięzców
Konkursu Kapel. W nagrodę mógł zagrać pomiędzy gwiazdami
wieczoru. Zespół ten prezentuje muzykę z pogranicza heavy i trash
metalu. Mimo, że nie osiągnął jeszcze statusu SUPERGIWAZDY miał
okazję podbić serca tysięcy osób, które postanowiły zostać na
ich koncercie. I sądząc po reakcji publiczności, udało im się
to. Ja również stawiam przy Chassis wielkiego plusa. Miło było
poskakać z tłumem. Zapamiętajcie tę nazwę! CHASSIS, oni jeszcze
dołączą do elity polskiego rocka i metalu! Był to dziewiąty,
przedostatni koncert pierwszego dnia. Po kolejnej przemowie
prowadzącego, który w dalszym ciągu musiał znosić adresowane w
jego kierunku: "w*********j" i serii powtarzających się
reklam Frugo, Coca Coli i Intela nadszedł czas na...
LIMP BIZKIT (USA)
Tego zespołu nie trzeba raczej nikomu przedstawiać. Ponadczasowe hity takie jak: "Behind Blue Eyes", "Rollin" czy "My Generation" sprawiły, że Limp Bizkit zyskał sympatię wielu osób na cały świecie. Amerykanie zyskali już miano legendy nu-metalu (rapcore'u). Jak wypadli podczas swojego kolejnego występu w Polsce? Wszystkie pary oczu wpatrywały się z niecierpliwością w scenę. Około godziny 00:20 pojawili się na niej artyści. Gitarzysta, Wes Borland tradycyjnie miał na twarzy maskę. Wokalista, Fred Durst postawił tym razem na koszulkę drużyny koszykarskiej - Boston Celtics. Brzmiało intro, a wszyrscy oczekiwali na jeden moment, na muzyczną eksplozję. Pamiętam to niesamowite uczucie, gdy ciemność i cisza przerodziły się w błysk i wybuch energii. Pierwszy utwór "Why Try", a tłum zaczął maraton skakania. Słysząc takie dźwięki nie można się oprzeć zabawie. Osobiście uważam, że zespoły łączące metal z rapem najbardziej sprawdzają się na festiwalach. Chwytliwe, rytmiczne i skoczne utwory, pełne energii nie pozwalają długo ustać w jednej pozycji. Tak też było podczas koncertu Limp Bizkit. Wszystko pięknie, ludzie się kulturalnie bawią. Jednak w pewnym momencie Fred zwrócił uwagę na to, by zadbać o bezpieczeństwo innych i uważać na dzieci. Przez pewien czas, miałem wrażenie, że artyści przestaną grać i zejdą ze sceny. Jednak wszystko wróciło do normy, a prośba Freda została spełniona. Fani w dalszym ciągu byli elektryzowani hitami Limp Bizkit. Najnowszy z nich, "Gold Cobra" został zagrany wyjątkowo - pierwszy i ostatni raz podczas całej trasy. Ponad 1,5 godz. set pełen klasyków był imponujący. Muzykom udało się nawet nabrać publiczność. Gdy usłyszałem riff rozpoczynający "Smells Like Teen Spirit" (największy hit kultowej Nirvany) byłem pewien, że coś jest nie tak. Czy Fred Durst, który ma własny styl wokalny ukrywa przed fanami swoje zdolności? W zasadzie to zaskoczył wszystkich, gdy "Behind Blue Eyes" ujrzało światło dzienne". Po utworach w stylu "Nookie" czy "Break Stuff" świadczących o luźnym podejścu do życia i bezwstydności w lirycznym wyrażaniu światopoglądu Limp Bizkit ukazali swoją dojrzałość i naturalną wrażliwość. Dlatego też emocje płynące z tego utworu słyszanego na żywo przeszyły mnie dogłębnie. I słysząc śpiewającą publiczność, byłem przekonany, że podzielają oni moje odczucia. Dodam, że podczas tego numeru Fred wyszedł do tłumu. Wróćmy jednak do coveru Nirvany. Gdy do gitary dołączyły bębny ludzie zaczęli skakać. Gdy nagle Fred powiedział coś w stylu: "Ok. Wystarczy tego". Zaczął uciszać publiczność: "Silence! Please, I need silence". A chwilę później wszyscy Ursynaliowicze usłyszeli słynne: "All right partner! Keep on rollin baby". Ostatni numer tego wieczoru, na który chyba wszyscy czekali najbardziej: "Rollin" zakończył pierwszy dzień Ursynaliów. Limp Bizkit nie pozostawili złudzeń, że warto było zaprosić ich jako headlinera na festiwal.
Powoli,
w tempie winniczka opuściliśmy kampus SGGW, razem z tysiącami
innych osób. Oby tylko pogoda dopisała - z taką myślą kilka
godzin później zasypiałem, po wyczerpującym dniu pełnym
wrażeń...
URSYNALIA - DZIEŃ II
Drugi
dzień zapowiadał się równie emocjonująco, co pierwszy. Jednak
zanim zameldujemy się pod sceną musimy zrobić coś, by się tam
dostać.Tym razem ochrona bacznie czuwała przy wejściu, a ludzie
utworzyli kolejkę. Nadeszła godzina otwarcia bramek. Taaak, tylko
dlaczego nikt ich nie otwiera? Po pewnym czasie wpadliśmy na pewien
pomysł. Ja, zostałem w kolejce, a Seba z Marysią poszli sprawdzić
jak to wygląda z drugiej strony. Problem w tym, że gdy już poszli,
kolejka ruszyła i zaczęto wpuszczać ludzi. Mój telefon zadzwonił
dopiero wówczas, gdy przede mną były trzy osoby. Chwilę później
byłem już przy drugim wejściu. Okazało się, że nie ma tam
kolejek.Podeszliśmy, więc do ludzi w kamizelkach odblaskowych i
okazaliśmy wszystkie potrzebne dokumenty - legitymacje,
zaświadczenia od rodziców i opaski. Po dość ostrej wymianie zdań
na temat wstępu i regulaminu doszedłem do wniosku, że to głupie
babsko nie odpuści. Zostaliśmy poinformowani, że organizator
zmienił WCZORAJ regulamin. A to wiązało się z tym, że pomimo
wydania 139zł (od osoby) na 3-dniowe bilety, posiadaniu zgód od
rodziców i dokumentów świadczących o ukończonych 16 latach nie
zostaliśmy wpuszczeni. Dawno nie byłem aż tak wściekły.
Pomyślałem sobie - nigdy więcej tutaj nie przyjadę!
Zastanawialiśmy się, co możemy zrobić. Spośród różnych opcji
wybraliśmy taką, która musiała zadziałać. Znaleźliśmy
naszego, tymczasowego wujka, który zgodził się go zagrać. Pokazał
ochronie dowód i powiedział, że jest naszym wujem, a my jesteśmy
dziećmi jego sióstr. Wszystko się udało! Ochrona nie miała
żadnych wątpliwości. Podziękowaliśmy wujkowi, po czym udaliśmy
się w kierunku sceny. Z tego całego zamieszania, nie zauważyłem
nawet, że minęło już blisko 40 minut, a nie zagrał jeszcze żaden
zespół. Chwilę po tym, gdy znaleźliśmy miejsce - również pod
sceną, jednak po jej lewej stronie - usłyszeliśmy zapowiedź
pierwszego koncertu. To oznaczało, że nic nas nie ominęło. Na
scenie pojawił się kolejny po: Full Flavour i Tuff Enuff finalista Konkursu Kapel -
power metalowy PATHFINDER Ta nazwa obiła mi się gdzieś o uszy.
Podczas tych 20 minut, które mieli do wykorzystania pokazali wielką
klasę. Power metal wymaga nieprzeciętnych umiejętności pod każdym
względem. Jednak mimo wszystko najtrudniejsze zadanie ma wokalista.
Jeśli zamiast czystego falsetu daje się słyszeć męczące skrzeki
znane bardziej jako fałsze , to automatycznie cała reszta traci
znaczenie. Jednak Pathfinder nie zawiódł. Koncert jak najbardziej
pozytywny - pod każdym względem. Choć może ludzi nie było zbyt
wiele, to było ich więcej niż na koncercie otwierającym
Ursynalia.
Po
krótkiej przerwie nadszedł czas na występ drugiego finalisty.
Punkowa formacja SPIRIT OF 84. Na scenie pojawił się korpulentny
wokalista. Nie dało się odczuć ani trochę, żeby był jakkolwiek
stremowany. Plus za kontakt z publicznością! Utwór "Pół
Studenta, Pół Frajera" do dziś siedzi uparcie w mojej głowie.
Wokal z chrypą był po prostu mistrzowski. Set był krótki, lecz
wyśmienity. Myślę, że nikt nie powinien narzekać. Od młodych
zdolnych fajerwerków się nie wymaga, ważne by grali swoje i bez
kompleksów.
Kolejnym finalistą Konkursu Kapel, był
zespół IRENA. Młody i dobrze zapowiadający się band, sprawił miłą
niespodziankę. W pełni wykorzystał możliwość zaprezentowania się
szerszej publiczności. Muzyka Ireny, przypominała mi niekiedy twórczość
Wilków. Dobry, niebanalny rock.Koncert choć niedługi, był godny uwagi.
ORBITA WIRU - zespół, którego nazwa śniła mi się po nocach. Muzykę tej
formacji najprościej scharakteryzować jako alternatywny metal. O
Orbicie Wiru usłyszałem dzięki piosence "Moja Mała Furia".
I w sumie podczas koncertu niecierpliwie oczekiwałem na ten utwór.
Twórczość Orbity Wiru do łatwych nie należy. Myślę, że za to
należy podchodzić do zespołu z pewnym respektem. Koncert utrzymał
się na dobrym festiwalowym poziomie. Nudno nie było!
Pierwszą
z gwiazd zagranicznych drugiego dnia Ursynaliów był
Zespół wrócił po roku, kiedy to wywołał wśród Ursynaliowiczów furrorę. Dzięki poprzedniej edycji zyskał liczne rzesze polskich fanów. Z tego powodu organizatorzy zaprosili ich ponownie. OEDIPUS odbył dodatkowo małą trasę po Polsce, na krótko przed tegoroczną edycją Ursynaliów. Nic dziwnego zatem, że znowu poczułem napierający tłum, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. O wiele bardziej skupiłem się na muzyce, przy której po prostu nie da się nie bawić. Przy "Les Tres" - największym hicie zespołu - wszyscy skakali. Cały koncert był od początku do końca perfekcyjny. Pomimo faktu, że był to jeden z lżej grających na Ursynaliach zespołów to nikt nie protestował. Wręcz przeciwnie - duża dawka pozytywnej energii, ukryta w kilku skocznych rockowych utworach. Chyba nic więcej nie muszę dodawać. Oedipus! Czekamy na Was w przyszłym roku! Zaszczyćcie nas swoją obecnością!
OEDIPUS ( USA )
Zespół wrócił po roku, kiedy to wywołał wśród Ursynaliowiczów furrorę. Dzięki poprzedniej edycji zyskał liczne rzesze polskich fanów. Z tego powodu organizatorzy zaprosili ich ponownie. OEDIPUS odbył dodatkowo małą trasę po Polsce, na krótko przed tegoroczną edycją Ursynaliów. Nic dziwnego zatem, że znowu poczułem napierający tłum, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. O wiele bardziej skupiłem się na muzyce, przy której po prostu nie da się nie bawić. Przy "Les Tres" - największym hicie zespołu - wszyscy skakali. Cały koncert był od początku do końca perfekcyjny. Pomimo faktu, że był to jeden z lżej grających na Ursynaliach zespołów to nikt nie protestował. Wręcz przeciwnie - duża dawka pozytywnej energii, ukryta w kilku skocznych rockowych utworach. Chyba nic więcej nie muszę dodawać. Oedipus! Czekamy na Was w przyszłym roku! Zaszczyćcie nas swoją obecnością!
Pogoda zdawała się być idealna, ani przesadnie ciepło, ani przesadnie zimno. Kolejną gwiazdą, która pojawiła się na scenie był rodzimy HUNTER. Czołowy przedstawiciel polskiego metalu. Ich muzyka to głównie ciężkie, powolne melodie podpierane depresywnymi, autodestukcyjnymi tekstami i klimatycznym, ostrym wokalem. Miałem okazję usłyszeć Huntera po raz drugi na żywo. W ubiegłym roku zagrali na Sonisphere Festival jako bezpośredni support Iron Maiden. Nic w tym nadzwyczajnego. Zespół jest szanowany i rozpoznawany wśród metalowców. Przez to pojawia się dość często jako gwiazda na polskich festiwalach i regularnie jako support. Pomimo tego, że ich muzyka nie należy do łatwych w odbiorze, od lat gromadzi wokół zespołu tysiące fanów. I te tysiące pojawiły się na ursynaliowym koncercie, który (jak łatwo można wywnioskować) był rewelacyjny. Inaczej być nie mogło. Panowie ubrani w swoje charakterystyczne czarne szaty. Wokalista nie rozstający się ze swoim symbolem - czarnym cylindrem. Mroczna, ciężka muzyka i bujające się przy barierkach głowy. Tak zapamiętamy koncert Huntera. Klasa sama w sobie! 40 minut mistrzowskiego grania.
Minął półmetek drugiego dnia. Za sceną dostrzegłem rozgrzewającego się wokalistę kolejnego zespołu.MY RIOT - jeśli ktoś słuchał Sweet Noise nie powinien zawieść się na nowym projekcie Glacy - człowieka, który dzięki swym pomysłom wprowadził na polską scenę muzyczną niepowtarzalny klimat. Dlatego też nie będę szufladkował muzyki My Riot i polecam indywidualne jej scharakteryzowanie. Powiem tylko tyle: energia, której próżno szukać gdzie indziej, niebanalne teksty i wokal Glacy. To wszystko trafiło do mnie już przy pierwszym kawałku "Sen". Charakteryzacje muzyków przykuwały niemało uwagi. Szczególnie makijaż perkusisty. Jednak najważniejsze było to wszystko, co miało miejsce później. Glaca niezliczoną ilość razy schodził ze sceny... do tłumu! Stojąc na barierkach i śpiewając pobudzał widzów do zabawy. Po każdym zejściu musiał obiegać scenę, by ponownie się na niej znaleźć. Przy okazji zbijał piątki, więc i ja się załapałem. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. W zasadzie nie spotkałem się też z gwiazdorzeniem na koncercie. Jednak mało kto zbiega pięć lub więcej razy ze sceny tylko po to, by ludzie mogli cieszyć się jeszcze bardziej. Kogoś takiego można nazwać artystą dwustuprocentowym. Doczekałem się swojego ulubionego: "Sam Przeciwko Wszystkim". Jako, że gościnnie, podczas nagrywania tego utworu, pojawił się przy nim Peja, ekran na scenie pokazywał klip. Zwrotki rapera były puszczane z odtworzenia "Sam Przeciwko Wszystkim" zakończyło koncert My Riot. Niezwykły i niezapomniany koncert!
Nastąpił czas odpoczynku, długiego odpoczynku... Kochane problemy techniczne musiały dać o sobie znać. Zamiast kolejnej gwiazdy, na scenie mieliśmy pokaz akrobatyczny na wysokościach o nazwie:"Uwaga, Tarzan!" Jednak nikt nie bluzgał, wszyscy dopingowali tego człowieka. Kolejne opóźnienia, lecz w końcu się udało, co zostało docenione gromkimi brawami. Po długich nawoływaniach i wpatrywaniu się w ogromną płachtę z logiem zespołu, koncert się zaczął.
IN FLAMES (SZWECJA)
Mistrzowie
melodic death metalu prosto z Goteborga. Wiadomość o
ich koncercie na Ursynaliach ucieszyła mnie nie tylko z tego powodu,
że jest to jeden z mych ulubionych zespołów, była to okazja, by
odbić sobie nieobecność podczas ich jesiennej wizyty w Polsce.
Euforia sięgnęła zenitu, gdy tylko usłyszałem otwierające
koncert "Sounds Of A Playground Fading". I po zaledwie
czterech godzinach snu oraz aż szesnastu koncertach miałem energię
na skakanie, sprawną szyję do headbangingu i niezniszczalne gardło
do śpiewania. Do tego wszystkiego usłyszałem "Only For The
Weak" - dla mnie utwór nr 1 w twórczości zespołu. Czego
chcieć więcej? Bezcennych min muzyków słyszących tłumy
skandujące "In Flames! In Flames!" i tradycyjne
wszędobylskie "n********ać!" - jak się okazało,
zupełnie dla Szwedów niezrozumiałe. Koncert trwał. Co jakiś czas
przejmowałem ludzi z fali. Kilka razy oberwałem z glana. Jednak nie
widziało mi się stać tyłem do sceny, byle by tylko tego nie
poczuć. Mimo wszystko, z tej strony było znacznie bezpieczniej niż
w centralnej części. Niewątpliwie IN FLAMES był jednym z
najcięższych zespołów podczas tegorocznej edycji. Gitarzyści,
ambitnie przez cały koncert wierzgali swymi włosami. Niestety,
wszystko, co dobre, szybko się kończy. Mimo chęci, artyści nie
mogli grać dłużej. Zadowolili jednak fanów, którzy byli wyraźnie
zachwyceni. In Flames! Czekamy na Wasz powrót do Polski! To był
jeden z najlepszych koncertów na Ursynaliach. Nie tylko dla mnie.
Teraz
wszyscy oczekiwaliśmy występu następnej gwiazdy. Tym razem
polskiej. Po pierwszym dniu z Lipali, nadszedł czas na rozgrzanie
atmosfery z ILLUSION. Jest to zespół, który tworzy muzykę cięższą
niż Lipali. Co zatem mają wspólnego? Uznanie zdobyte przez ciężką
pracę, lecz przede wszystkim jednego człowieka Tomasza "Lipę"
Lipnickiego. W związku z tym liczyłem na wynagrodzenie
niedogodności podczas koncertu Lipali. I z pełną świadomością
oświadczam, że tym razem zostałem nasycony "Solą w oko"
- tworzyła godzinny występ zespołu.
Zawsze
podziwiałem robotę oświetleniowców. Efekty świetlne dodają
koncertom niezwykłego uroku. Szczególnie, gdy odbywają się już
po zachodzie słońca. Wówczas scena wygląda imponująco.
Ludzie
szaleli jak zwykle. Niektórzy z nadmiarem. Pewien mężczyzna wszedł
na blaszane zabezpieczenie po prawej stronie sceny. Próbował rzucić
się w tłum. Za dużo Spider-Mana? Chyba jednak za dużo alkoholu.
Misja zakończyła się niepowodzeniem, gdyż osobnik spadł z
łoskotem na ziemię, po czym został wygnany przez ochronę.
Illusion pokazało, co oznacza blisko 18 lat pracy i doświadczenia.
Koncert najwyższej jakości!
Do
końca jeszcze dwa zespoły. Drugi ze zwycięzców Konkursu Kapel -
AT THE LAKE - reprezentanci polskiej sceny metalu symfonicznego.
Znani mi z faktu supportowania niemieckiego Haggardu (mój numer 1)
podczas dotychczas jedynego koncertu w Polsce. Nie brałem jednak
udziału w tym widowisku. Haggard odkryłem kilka miesięcy
później... pechowo. Wiem jedynie, że At The Lake zostało
wystawione na wielką próbę. Z powodu gigantycznych opóźnień
Niemców zespół musiał wydłużyć swój występ. Co mogę
powiedzieć o ich koncercie podczas Ursynaliów? Spodziewałem się
totalnego porażenia, żywiołowości i muzycznego kopniaka . Zespół zagrał
poprawnie, lecz czegoś mi zabrakło. Oceniam artystów z At The Lake, jako
utalentowanych i ambitnych. I odwołując się do tego, wierzę, że
następnym razem pozytywnie mnie zaskoczą. Może to we mnie
zmęczenie się odezwało? Widziałem, że ludzie bawili się dobrze.
Nie da się jednak ukryć, dla kogo przybyli...
NIGHTWISH (FINLANDIA)
Przez
jednych uwielbiany, przez innych znienawidzony. Chociaż od odejścia
Tarji Turunen minęło już prawie 7 lat, a Nightwish zdążył
nagrać 2 albumy z Anette Olzon na wokalu to i tak ludzie nie mogą
pogodzić się z tą zmianą. Na szczęście są i tacy, którzy nie
robią z tego problemu. Uznają to za zwykłą przeszłość,
słuchają Nightwisha, a nie wokalistek, akceptują karierę solową
Tarji i nie wywołują niepotrzebnych dyskusji. Nie będę się
dłużej nad tym rozwodził.
Nightwish
to zespół tworzący muzykę w klimatach metalu symfonicznego.
Absolutni geniusze w swoim fachu. Poza wspomnianym już żeńskim
wokalem, zespół tworzą: wokalista i basista Marco Hietala,
gitarzysta Emppu Vuorinen, perkusista Jukka Nevalainen oraz wybitny
klawiszowiec i lider Tuomas Holopainen. Twórczość Nightwisha
opiewa w piękno. I to właśnie dało się odczuć podczas koncertu.
Za
Intro posłużyła melodia o tytule "Finlandia" - dzieło
największego fińskiego kompozytora Jeana Sibeliusa - zagrana na
uillean pipes (irlandzkiej odmianie dud) przez Troya Donocley'a,
muzyka koncertowego zespołu. Przepiękna, epicka i pełna emocji.
Podczas jej trwania muzycy po kolei wchodzili na scenę, za każdym
razem z widowni dobiegał wyraz zachwytu. Jeszcze większy, gdy
zabrzmiał początek utworu "Storytime" z najnowszej płyty
"Imaginaerum". Ursynaliowicze mogli usłyszeć zarówno
stare jak i nowe hity. Były to m.in.: "Nemo", "Wish I
Had An Angel", "Amaranth" oraz "Last Ride Of The
Day". Co jakiś czas ze sceny buchały płomienie. Szczególnie
przy "Planet Hell". Robiło to imponujące wrażenie i przy
okazji ogrzewało twarze. Znajomy ścisk dało się odczuć. Mimo to,
można było podskakiwać. Ogromne wrażenie zrobił na mnie zestaw
klawiszy Holopainena – z ozdobnym przodem, w oryginalnym kształcie.
Zawsze mam wrażenie, że Tuomas ogromnie przeżywa każdy koncert, a
nawet zdarza mu się uronić kilka łez. Być może to pomaga mu w
graniu , lub improwizuje, by poruszyć publiczność.
Muszę to
zaznaczyć. Anette Olzon poradziła sobie z utworami stworzonymi za
czasów Tarji. Wiadome jest, że setlisty Nightwisha coraz rzadziej
goszczą takie perełki jak epickie „ Ghost Love Score ”,
dynamiczne „ Wishmaster ” czy czysto operowe „ Phantom of the
Opera ”.
Są to utwory wymagające szczególnych umiejętności
wokalnych. Nie uważam , że ktoś jest lepszy, lub gorszy. W
rzeczywistości zarówno Tarja, jak i Anette dysponują głosami
pełnymi magii. Nie każdy uważa, że Nightwish gra dobrze na żywo.
Tuż przed koncertem, dookoła śłyszałem różne opinie.
I choć
osobiście sądzę, że koncert był fantastyczny, to wiem, że wojna
fanów starego i nowego Nightwisha nigdy się nie zakończy.
Występ
zwieńczyła burza z konfetti, podczas utworu „ Last Ride Of The
Day ”.
Jedyne czego mi brakowało to utwory : „ Bye, Bye
Beautifull ” i „ Dark Chest Of Wonders ”. Być może set byłby
dłuższy, gdyby nie opóźnienia. Okazało się, że nie tylko ja odniosłem wrażenie, że Nightwish grał krócej niż powinien.
Jednak najważniejsze, że przybył do Polski i dał naprawdę
świetny koncert. Nam pozostało opuścić w ścisku pole koncertowe
i czekać na ostatni dzień festiwalu.
URSYNALIA – DZIEŃ
TRZECI
Teraz wiedziałem, a raczej poczułem, na czym polega
udział w prawdziwym festiwalu.
Glany już dawno nie były tak
zajechane. Ciężko zregenerować siły po tak intensywnych koncertach. Choć nogi odmawiały posłuszeństwa, doczołgaliśmy się na ostatni dzień Ursynaliów. Nie udało się zdążyć na rozpoczęcie. Finalista Konkursu Kapel, zespół Alone, był już na scenie. Tymczasem my, po raz trzeci obmyślaliśmy plan przechytrzenia ochrony. Spostrzegliśmy, że tym razem odbywa się kontrola losowa. Jedne osoby były sprawdzane, inne nie. jako opcję alternatywną wybraliśmy sposób " na ciocię ". Przyłączyliśmy się do grupki studentek. Na szczęście obyło się bez zbędnych rozmów. Okazaliśmy jedynie zielone, ursynaliowe opaski, krótka kontrola zawartości kieszeni i znów pełna swoboda. Ludzie za nami zabawili nieco dłużej przy bramkach wyjściowych. Mieliśmy dużo szczęścia. Jeszcze bardziej zaskoczył nas widok luki, po lewej stronie sceny. Jakby te trzy miejsca, były zarezerwowane na nasze nazwiska.
Zarówno wcześniej wspomniane ALONE (nu metal, Łódź), jak i drugi zespół konkursowy - OCEAN (rock, Wrocław.) zakończyły swoje koncerty, zanim zdążyliśmy przedrzeć się przez kontrolę.Więc nie mogę ocenić ich koncertów. Lecz to co słyszałem idąc w stronę SGGW, a później w kolejce, sprawiało całkiem pozytywne wrażenie.
BELIEVE - kolejna kapela, która zaserwowała zainteresowanym, kawał, dobrego rocka. Kapela powstała około 8 lat temu w Warszawie, w wyniku rozpadu jednego z prekursorów polskiego rocka progresywnego, czyli zespołu Collage (1984 - 2003 ).
Doszedłem do wniosku, że delikatny początek końca Ursynaliów pozwolił mi zachować więcej energii na resztę dnia. Może nie zadurzyłem się w muzyce Believe, ale muszę przyznać, że przyjemnie się ich słuchało. 25 minut rocka, z prawdziwego zdarzenia. Nic dodać, nic ująć.
Po krótkiej przerwie, przyszedł czas na odrobinę punku. A jeśli na scenie pojawia się ARMIA, wiadomo, że nudy nie będzie. Dlaczego ?
Jest to jeden z pierwszych i najbardziej zasłużonych, polskich zespołów punkowych. Stworzony w połowie lat 80` przez człowieka demolkę, mistrza, legendę ... itd, itd. Znanemu wszystkim punkom w Polsce, Tomasza " Budzego " Budzyńskiego. Jest to obok wielu innych, wspaniałych artystów, ikona polskiej sceny punkowej. Poza Armią, założyciel równie popularnych kapel, takich jak Trupia Czaszka, Siekiera czy 2Tm2, 3 ( zespół tworzący w klimatach rocka, punku i metalu chrześcijańskiego ).
Zespół był w trakcie trwania swojej trasy koncertowej po Polsce - " Armia gra Legendę ". W związku z tym wiadome było, jakie utwory zagrają. Kto nazywa się punkiem musi wiedzieć kim jest Budzy i co to jest Armia.
Po dzień dzisiejszy zespół ma wielu fanów. Przez to spodziewałem się większej ilości osób na koncercie. Tymczasem było widać pustkę. W zasadzie, to trzeci dzień przyciągnął najmniej osób. Nadal dziesiątki tysięcy, lecz dopiero pod koniec. Wracając do koncertu Armii, ściślej do setlisty. Gdzie uciekł " Niezwyciężony " ? Chyba nie poznam odpowiedzi na to pytanie. Mimo dobrego setu, w 100 % złożonego z " Legendy ", nie mogę odżałować braku mojego ulubionego " Jeszcze raz, jeszcze dziś ". 40 minut z Armią minęło bardzo szybko.
Koncert pierwszorzędny ! Nadszedł jednak czas, by podkręcić tempo. I to bardzo !
GOJIRA (FRANCJA)
GOJIRA (FRANCJA)
Francuzi wrócili do Polski po niecałym miesiącu. W maju zagrali koncert, w ramach Sonisphere Festival 2012. W związku z tym, odbyli trasę koncertową, jako oficjalny support Metallici.
Wcześniej grali jeszcze dwa koncert w Polsce. W 2010 roku zawitali do Warszawy i Krakowa.
Gojira jest dość popularna wśród polskich metalowców. Zespół ma w naszym kraju jeden z największych funclubów. Dlatego też zostali bardzo entuzjastycznie przyjęci na Ursynaliach. Podczas swojego 50 minutowego show, zaprezentowali największe hity, zaczynając od " Oroborus ", na najbardziej oczekiwanym " Vacuity " kończąc. Gojira zaprezentowała też utwór " L` Enfant Savuage ", z najnowszej płyty, o tej samej nazwie.Wiele naczytałem się o technicznej doskonałości Francuzów. I przyznaję, że to co słyszałem wcześniej w odtwarzaczu, brzmiało niemalże identycznie na żywo. Gojira była niewątpliwie najciężej brzmiącą kapelą spośród wszystkich grających podczas tej edycji. To co nie udało się ze Slayerem, udało się z Gojirą, Wokalista i gitarzysta - Joe Duplantier, bez zastanowienia powiedział " Gojira k**** ", za co został nagrodzony głośnym aplauzem. Fantastyczny koncert, bogaty we wszystko co fani ostrych brzmień kochają. Szkoda tylko, że nie trwał nieco dłużej. Jak na światowego formatu gwiazdę, niecała godzina to trochę mało. Po wszystkim, ze sceny poleciały gadżety i podziękowania zachwyconych muzyków.
Kolejnym z laureatów Konkursu Kapel, organizowanego przez SGGW i Eskę Rock, okazała się formacja CHEMIA.
Zespół znalazł się na Ursynaliach dzięki głosom internautów. Muzyka, którą zaprezentowali (szeroko pojęty rock ) pozwoliło na 25 minut chillout`u, pomiędzy dwoma godzinami piekielnych brzmień. Relaksująco, ale też interesująco.Jednak poziom adrenaliny po koncercie Gojiry gwałtownie mi podskoczył, więc potrzebowałem kolejnych porcji ciężkiego metalu. Wniosek ? Koncert na wysokim poziomi, w nieodpowiedniej chwili. Do nikogo jednak nie mam pretensji. Skupiłem się na kolejnej gwieździe.
MASTODON (USA)
MASTODON (USA)
Kto grał w Need For Speed Underground ? Dzięki tej grze odkryłem tę niezwykłą, amerykańska kapelę. Mastodon należy obecnie do czołówki kapel sludge/ progressive metalowych. Jest to jeden z tych zespołów, które można albo kochać, albo nienawidzić. Zdania co do ich muzyki są podzielone. Jeszcze większy spór toczy się o ich występy na scenie. Jednak nikt nie zaprzeczy faktom. Mastodon na przestrzeni lat, zyskał dziesiątki tysięcy fanów i uznanie krytyków. Dzięki czemu stał się ważną i solidną marką na światowej scenie metalowej.
Zespół wrócił do Polski po roku. W 2011, zagrali koncert, jako gwiazda Sonisphere Festival. Tam też miałem okazję usłyszeć ich, po raz pierwszy na żywo. Aktualnie promują swój najnowszy krążek - " The Hunter ". Nikt jednak nie przypuszczał, że podczas pełnej godziny gry, usłyszymy tylko trzy utwory z innych płyt. Wszystkich zaskoczył brak " Iron Tusk " - jednego z największych hitów zespołu. Osobiście liczyłem na kawałek " Aqua Dementia ". Niestety, z płyty " Leviatan ", najlepszej w historii Mastodona, usłyszeliśmy jedynie najbardziej znany " Blood and Thunder ", zagrany na samym końcu.
Twórczość Amerykanów jest ciężka w odbiorze, nad wyraz oryginalna i przez to często niezrozumiała. Być może to jest sposób na sukces i powód dla którego ludzie uwielbiają Mastodona.
" Curl of the Burl " - utwór promujący " The Hunter ", spodobał mi się już wtedy, gdy usłyszałem go pierwszy raz w telewizji. Miałem gwarancję na to, że usłyszę go na żywo. To zatarło mój niedosyt po braku " Aqua Dementia ". Zespół jest znany ze swojego braku kontaktu z publicznością podczas koncertów. Tym razem było podobnie.
Ursynalia coraz bardziej zaczęły mnie przekonywać do tego, że warto będzie wracać na nie w kolejnych latach. Mastodon to ekipa geniuszy ! Koniec, kropka .
Zadyma jaką wywołał kolejny zespół, przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania.
Formacja JELONEK - stworzona przez człowieka - orkiestrę, niezwykle wybitnego polskiego skrzypka - Michała Jelonka. Przyznaję, że sceptycznie podchodziłem do tego koncertu. Jak to ? Zespół, bez wokalisty ? Do tej pory niem mogłem sobie tego wyobrazić. W przypadku Jelonka, wokal zastępowały skrzypce. One wysuwały się na pierwszy plan. Już po pierwszych dźwiękach " Violmachine " zrozumiałem fenomen popularności koncertów tego zespołu. Stwierdziłem, że warto było stać tyle czasu pod barierkami. Żaden inny koncert, nie zrobił na mnie takiego wrażenia. Nie ujmuję nic, żadnej z ursynaliowych kapel. Jednak, gdyby Ursynalia przyznawały nagrody za najlepsze widowisko, to z pewnością nie miałbym skrupułów i Jelonek dostałby mój głos. Najbardziej spodobał mi się luz artystów, którego dowodem były humorystyczne teksty i ogólne zachowanie na scenie. Zupełny brak stresu ! Wręcz przeciwnie. Niektórzy muzycy powinni brać korepetycje u Jelonka, jeżeli chodzi o kontakt z publicznością. " Będzie ścianka !? Ursynalia ! ". Ten okrzyk do tej pory siedzi w mej głowie. A ścianek było wiele ! Nikomu nie przeszkadzał pył, ani piach między zębami, gdy znalazł się w wielkim młynie, tuż pod sceną. Niektórzy zakładali chusty, arafatki, lub maski chirurgiczne.
Jednym ze znaków firmowych zespołu jest tzw : wężyk. Cała publika przykucnęła.Od końców, poprzez boki, aż do nas, ściśniętych pod barierkami. Na znak Jelonka, wszyscy wyskoczyli w górę.To było niesamowite przeżycie.Poza tym cała masa innych form zabawy, np : " taniec z szablami ".
Efekty pirotechniczne zawsze dodają uroku koncertom. Nikt jednak nie sądził, że Michał Jelonek zabawi się w kaskadera. Fajerwerki strzelały, nie z ziemi, nie ze sceny, lecz z pleców skrzypka. Ludzie oszaleli z zachwytu. To było naprawdę imponujące.
Na koniec, Michał Jelonek dostał tort urodzinowy, a publiczność zaśpiewała artyście, głośne sto lat.
Zespół dał tego dnia niezwykłe show i porządnie rozgrzał przed dwoma ostatnimi koncertami.
HOLDEN AVENUE był ostatnim ze zwycięzców w Konkursie Kapel. Grają klasycznego
punk rocka, z wyraźnymi wpływami kalifornijskimi. 25 minutowy koncert, nie przyciągnął wyjątkowo dużej uwagi. Wiele osób puściło teren SGGW po widowisku Jelonka.
Do tytułu wielkiej gwiazdy, sporo jeszcze Holden Avenue brakuje. Jednak kilka pozytywów trzeba im przyznać.Olbrzymim zaskoczeniem było dla mnie usłyszenie utworu z gry Tony Hawk`s Pro Skater 2. Mam tu na myśli cover " No Cigar ", twórczości szwedzkiego Millencolin. Nawiązanie do skateboardingu ? Jak najbardziej na plus.
Jak na tak młody zespół, grający po raz pierwszy na dużej scenie - dali radę. Sami przyznali, że ogromnym zaszczytem było dla nich supportowanie ostatniej gwiazdy Ursynaliów...
BILLY TALENT (KANADA)
Zespół mego dzieciństwa ! Jestem ich fanem od jedenastego roku życia, kiedy to po raz pierwszy usłyszałem " Devil In A Midnight Mass ". Jest to jeden z zespołów, który sprawił, że na zawsze stałem się fanem rocka i metalu - w każdej postaci.
Nie mogłem doczekać się tego koncertu.
Ludzi znów przybyło. Publiczność zdawała się być równie zniecierpliwiona co ja. Najbardziej dało się to odczuć, gdy muzycy pojawili się na scenie. Chwile później zabrzmiał wspomniany już hit o " diable w kościele ". Utwór wzbudził wiele kontrowersji zarówno klipem, jak i samą treścią. Nie nawiązywał jednak do satanizmu, o co posądzani byli muzycy Billy Talent. Przedstawiał kościół w złym, choć realistycznym (niekiedy) świetle. Poruszał tematykę pedofilii wśród księży.
Niespodzianką było zagranie " Viking Death March " - utworu z nadchodzącej płyty - " Dead Silence ". Poza tym na setliście znalazło się po 5 utworów z " Billy Talent III "i " Billy Talent II" oraz 4 hity z debiutanckiego albumu - " Billy Talent ".
Tuż przed " Surrender ", postanowiłem pójść w młyn. Nie przewidywałem, że trafię na ten utwór. Jednak nie zawracałem. Skakałem i śpiewałem z innymi ludźmi. przez kolejne sześć utworów szalałem w wielkim pogo. Mosh pits, circle pits i ścianki. Jedno po drugim, na zmianę. To było wspaniałe uczucie. W trakcie koncertu, wokalista - Ben Kowalewicz, nawiązał do swego polskiego pochodzenia. Przed " Rusted From The Rain " powiedział : "mój tata, urodził się w Polsce i to czyni mnie Polakiem ". Z pewnością zyskał tym w oczach widowni, która zareagowała niezwykle entuzjastycznie. Zespół zapowiedział też, że wróci do Polski w październiku, lub listopadzie, by promować album " Dead Silence".
Poza tym, tak samo jak dwa dni wcześniej Fred Durst, z Limp Bizkit, tak teraz Ben przypominał o bezpieczeństwie. O tym, by podnosić tych, którzy upadają. Rzeczywiście, zdarzyło mi się podnieść kilka osób, które upadały w pogo, lub niebezpiecznie spadały z fali.
Po utworze " Try Honesty ", muzycy opuścili scenę, by po kilku minutach nawoływania przez fanów, wrócić i zagrać trzy hity, bez których nie mogłoby się obejść. Po pierwsze " Devil On My Shoulder ", po drugie " Fallen Leaves i po trzecie " Red Flag ". Energia płynąca z tych dźwięków, nie pozwalała mi się oszczędzać. Euforia nie miała granic.Chciałem, by trwało to jak najdłużej... Niestety, ten sen musiał się kiedyś skończyć. Muzyka ucichła, Billy Talent zakończył koncert, a tym samym zakończył trzydniowy festiwal, pełen emocji i niezapomnianych przeżyć. Wróciłem pod barierki, gdzie poza Sebą i Marysią nie było już nikogo...
Poczekaliśmy, aż tłum wychodzących się trochę zmniejszy. Po czym sami wróciliśmy do domu. Pozostało nam wspominać i czekać do następnego roku.
PODSUMOWANIE
Podczas trzech dni trwania festiwalu, przez kampus SGGW, przewinęło się w sumie, około 120 tysięcy osób. Należy dodać, że poza sceną główną, na której zaprezentowało się 30 artystów, polskich i zagranicznych, istniała też scena klubowa. Tam również działo się sporo. Imprezę rozkręcały gwiazdy muzyki alternatywnej : Poparzeni Kawą Trzy, Dzień Zapłaty, George Borowski i Paul Johns, szeroko rozumianej muzyki elektronicznej : Modestep, AWOLNATION, Benny Benasi, Jacob Cue & Szybki Lopez, DJ Set, DJ Procop a także artyści hip hopowi : Fisz Emade, Pezet i Małolat, Tabasko, The Pryzmats oraz Warszafski Deszcz, czyli duet Tede i Numer Raz.
Ursynalia to jednak nie tylko świetne koncerty. Organizatorzy zapewnili masę innych atrakcji, m.in : bungee, park rozrywki, strefa Silent Disco, kino plenerowe, zawody sportowe oraz wiele, wiele innych. Nie jestem w stanie wymienić i opisać wszystkich. Z pewnością każdy znalazł coś dla siebie. Choć moja pamięć zakodowała dużo, część wątków mogła umknąć mej uwadze. Tak wyczerpująca relacja, chyba jednak wystarcza. Tradycyjnie zamieszczam zdjęcia i materiały wideo. Zapraszam do oglądania !
ZDJĘCIA
Większość zdjęć pochodzi z serwisów : www.mmwarszawa,pl (autor, Paweł Wegner), www.students.pl (autor, Jerzy Pielichowski), www.dlastudenta.pl (autorzy : Katarzyna Chmielewska,Filip Podgórny,Nina Rybińska,Klaudia Karczmarek,Michał Popławski )
ZDJĘCIA
Większość zdjęć pochodzi z serwisów : www.mmwarszawa,pl (autor, Paweł Wegner), www.students.pl (autor, Jerzy Pielichowski), www.dlastudenta.pl (autorzy : Katarzyna Chmielewska,Filip Podgórny,Nina Rybińska,Klaudia Karczmarek,Michał Popławski )
FILMY
NOKO
AMETRIA (teledysk do utworu "Fear" nagrywany podczas festiwalu)
LUXTORPEDA - "HYMN"
SLAYER - "POSTMORTEM", "RAINING BLOOD", "ANGEL OF DEATH"
"SOUTH OF HEAVEN "
"WORLD PAINTED BLOOD"
LIMP BIZKIT :
"ROLLIN"
"GOLD COBRA"
"BREAK STUFF"
"NOOKIE"
MY RIOT (filmik ogólny, produkcji samego zespołu)
IN FLAMES :
"ONLY FOR THE WEAK"
"ALIAS"
"TAKE THIS LIFE"
NIGHTWISH :
"NEMO"
"FINLANDIA"/"STORYTIME"/"WISH I HAD AN ANGEL"
"AMARANTH"
"LAST RIDE OF THE DAY"
ARMIA :
"PRZEBŁYSK"
GOJIRA :
"OROBORUS"
"VACUITY"
MASTODON :
"BLACK TONGUE"
"CURL OF THE BURL"
"BLOOD AND THUNDER" + pogo
JELONEK
BILLY TALENT :
"DEVIL IN A MIDNIGHT MASS"
"DIAMOND ON A LANDMINE"
"RUSTED FROM THE RAIN"
"DEVIL ON MY SHOULDER"
"FALLEN LEAVES"
"RED FLAG + POGO"
NA KONIEC TRAILER FILMU PODSUMOWUJĄCEGO URSYNALIA 2012
NASTĘPNA RELACJA : PRZYSTANEK WOODSTOCK 2012 - DZIEŃ TRZECI.
Dla ułatwienia zaznaczyłem poszczególnych artystów. W ten sposób dotrzecie do tych którzy Was interesują - być może takowi się znajdą ^^ Zachęcam do lektury relacji (z góry SZACUNEK, jeśli ktoś się na to odważy ;o) oraz przeglądu zdjęć, a także do zapoznania się z filmikami, które w znacznym stopniu oddają klimat całego wydarzenia :))
OdpowiedzUsuńUdało mi się przebrnąć przez całość i nie mogę wyjść z podziwu nad tym, że wklepałeś tyle tekstu i tak dokładnie opracowałeś ten temat. Gratuluję! Prawdziwa dziennikarska robota! Najlepsze kawałki to te, kiedy się dzielisz osobistymi refleksjami na temat organizacji koncertu czy sposobów przedarcia się pod scenę. Z opisywanych kapel zdecydowanie wybieram Illusion - to zespół z moich licealnych czasów, kiedy większość z nas przeżywała fascynację muzyką grunge.
OdpowiedzUsuńMiło mi :) Dziękuję !
OdpowiedzUsuńJak zawsze dobra relacja! Aż miło mi się czytało o tym wydarzeniu, w którym sama brałam udział ;) Nie muszę już chyba powtarzać, że świetnie piszesz, bo to już raczej oczywiste :D Każda Twoja relacja jest po prostu wciągająca ;) Taka wielka koncertowa opowieść! :) Arcydzieło :) Hah xD " Będzie ścianka !? Ursynalia ! " - mi również nadal siedzi to w głowie^^ Niezapomniane słowa Jelonka i niezapomniane Ursynalia! :D W sumie Jelonek to było dla mnie takie wielkie pozytywne zaskoczenie i to z jakim zapałem ogarniali publikę było niesamowite^^ Niedługo się nie obejrzymy i będą następne Ursynalia ;))
OdpowiedzUsuńKolejna ciekawa relacja :) Wszystko opracowane wręcz idealnie, a do tego włożona w to masa pracy oraz wysiłku - szacunek. Widać pasję oraz zaangażowanie, a to jest najważniejsze. Początkowo nawet nie pomyślałam o tym by przeczytać większość tego tekstu, gdyż czas mi za bardzo nie pozwalał. W pewnym momencie dopiero się zorientowałam, że praktycznie wszystko już zostało prześledzone przez moje oczy. Ładnie opisane osobiste odczucia i komentarze.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i dalszego rozwoju życzę! :)