W połowie kwietnia ukazał się piąty album studyjny
DRAGONFORCE, pod nazwą „The Power Within”. Kilka miesięcy później pojawiła się informacja o trasie koncertowej. Po siedmiu, długich latach i kilku roszadach w
zespole(w tym tej najważniejszej-zmianie wokalisty) i wydaniu czterech płyt
Dragoni wrócili do Polski. Początek grudnia zapowiadał się fantastycznie.
Smaczku temu wszystkiemu dodawał fakt, iż zaplanowano przed koncertową
konferencję. 1.12.2012 wyruszyliśmy(ja, Marysia, Seba i Kasia) najpierw na Plac
Konstytucji, a dokładniej do sklepu muzycznego „Riff”, gdzie zebrali się fani
DragonForce. Po ogólnych pytaniach prowadzącego, każdy mógł zadać własne. Być
może nieśmiałość sprawiła, że zespół nie
miał zbyt wiele do roboty, jeśli chodzi o odpowiadanie. Ja sam, mimo wielkich chęci nie byłem
w stanie sklecić sensownego zdania. To niesamowite, lecz dziwne uczucie. Stoję
przed zwykłymi ludźmi, takimi jak ja, lecz myśl o tym, że podziwia ich cały
świat, blokuje mnie przed opanowaniem emocji. Na końcu wszyscy ustawiliśmy się
w kolejce po autografy i zdjęcia. Zauważyłem sporo ludzi z gitarami. My
zgarnęliśmy różnokolorowe podpisy na biletach. Frederic Leclercq, jak zaczarowany
powtarzał każdemu: „Thank you! See you tonight!”. Vadim Pruzhanov przyodział
czapkę-uszatkę, Marc Hudson-nowy wokalista, zdawał się być nieco zestresowany, Sam Totman uścisnął mi dłoń, a Herman Lee zachowywał się trochę
lekceważąco. Jedynie Dave Mackintosh siedział
spokojnie i cierpliwie podpisywał wszystko co mu podstawiono. Do dziś się zastanawiam(a
co gorsza mam do siebie żal) czy byłem, w aż takiej hipnozie, że zdołałem
podejść tylko na brzeg stołu. Cóż, kadr nie objął całego zespołu. Mogę się
pocieszyć tym, że zdjęcie z Hermanem Lee(moim zdaniem jeden z najlepszych
gitarzystów na świecie) i Mackintosh`em to nie byle co. Nie mogłem doczekać się koncertu.
Trochę poczekaliśmy na mrozie, zanim klub został otwarty. Tym razem jednak, po
raz pierwszy miałem przyjemność bawić się w „Proximie”. Zatem z największych
stołecznych klubów pozostała mi tylko „Stodoła”. Poza Warszawą DragonForce
zagrali także w gdańskim „Parlamencie” oraz wrocławskim „Alibi”. Oddaliśmy
kurtki do szatni i poczekaliśmy chwilę, na wygodnych, czerwonych kanapach. Ludzi
przybyło, więc nadszedł czas na zajęcie miejsc do startu. Tym razem przeszkodą
były nie drzwi, lecz blacha(w stylu tych garażowych), która lada moment miała
podnieść się ku górze. W moich myślach tworzyła się wizja zawiłych labiryntów
prowadzących do sceny.
Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać. Cóż, droga była prosta i dobiegłem jako jeden z
pierwszych. Emocje rosły, a o ich podgrzanie zadbał CHAIN REACTION jedyny
polski reprezentant tego wieczoru. Pierwszy raz miałem z nim styczność.
Szczerze przyznam, że nie spodziewałem się takiego uderzenia na sam początek.
Pamiętajcie! Nie lekceważcie supportów! Ciężko zaszufladkować ten zespół. Łączy on w sobie wiele odmian rocka i
metalu. Polskie podziemie metalowe jest bogate w znakomite zespoły. Chain
Reaction pokazał, że do nich należy. Koncert pełen ekstremy. To była rzeźnia
jakiej jeszcze nie widziałem. Co istotne- rzeźnia w dobrym smaku. Panowie
wiedzieli jak idealnie wykorzystać zjawiska chaosu i hałasu. Set-lista
obfitowała w agresywne dźwięki, które nie pozwalały na odpoczynek. No i ta
atmosfera, charakterystyczna dla koncertów klubowych. Koncert przez duże „K”!
Niemiłosiernie mnie wypompował, a to był dopiero początek! Oceniam występ Chain
Reaction na szóstkę! Zostali bardzo mile przyjęci przez ludzi, za to my
otrzymaliśmy dawkę niezapomnianych wrażeń,
wywołanych magią muzyki .
Kolejnym supportem była czeska, power metalowa formacja EAGLEHEART. Już od samego początku przypominali mi niemiecką legendę metalową – Blind Guardian. Piosenki Czechów wydawały mi się identyczne. Nie słuchając wcześniej danego zespołu można odnieść takie wrażenie, że utwory różnią się od siebie jedynie tytułami. Jednak, po pewnym czasie połknąłem haczyk i doszedłem do wniosku, że ten czeski power, jest godny uwagi. Zespół był bardzo pozytywnie nastawiony na polską publiczność. Poza tym łatwo było nam się porozumieć. Eagleheart nie musieli używać angielskiego. Wystarczył czesko-polski. Nareszcie jakaś odmiana!
Mimo niepewnego początku, opłacało się być na tym koncercie i wysłuchać orlego serca. To był przedsmak kwintesencji tego co nas czekało. Poza tym, muszę się pochwalić złapaną kostką! Nareszcie coś wpadło w moje ręce, a nie ręce po bokach. Z uśmiechem na twarzy czekałem na gwiazdę wieczoru. Przemeblowania sceny nie trwały długo. Techniczni szybko się uwinęli ze swoją robotą, więc nadszedł czas na skandowanie: DRAGONFORCE! DRAGONFORCE!
W ciemności było widać sylwetki muzyków, którzy wchodzili na scenę witani okrzykami. Set-listę, którą wcześniej przestudiowałem, w Internecie, otworzył utwór „Holiding On”. Blisko minutowy, tajemniczy wstęp gitarowy i maraton nieogarniętych melodii. W zasadzie większość utworów DragonForce ma to do siebie, że stopień trudności ich zagrania jest niewyobrażalnie wysoki. Rzucająca się w uszy zmiana wokalu, moim zdaniem wyszła zespołowi na dobre. Płyta „The Power Within” jest perełką. Dorównuje wspaniałości „Inhuman Rampage”, czy nawet „Ultra Beatdown”(jeszcze z ZP Theart na wokalu). Marc Hudson wprowadza nieco świeżości w muzykę zespołu, lecz to tylko moje osobiste odczucie. Ostatecznie on jak i jego poprzednik to znakomici wokaliści. Potrzeba nie lada umiejętności, by nie fałszować śpiewając falsetem. Cóż, trening czyni mistrza.
Dookoła działo się tyle rzeczy, że aż trudno to opisać. Z 11 zagranych piosenek 5 pochodziło z nowego albumu. Reszt ę tworzyły tradycyjne hity. Największą euforię wywołały oczywiście: „Heroes Of Our Time”, „Cry Thunder” oraz „Through The Fire and Flames”, z kosmicznymi solówkami Sama Totmana I Hermana Lee. Marc Hudson dobrze sobie radził w roli mówcy. Z jego przemówień zapamiętałem słowa: „Ostatnio byliśmy w Polsce 7 lat temu. Dziękujemy, że po tak długim czasie nadal jesteście z nami”. Tradycyjne pytanie o to, kto z nas kupił już nową płytę. Zanotowany na kartce tekst w języku polskim: „Znam gościa z małym…”. Zainteresowanych dalszą treścią zapraszam do linków na dole.
Z utworów, na które liczyłem(poza wspomnianymi wcześniej) usłyszałem: „Die By The Sword” oraz „Fury Of The Storm”, przy którym mimowolnie zostałem zepchnięty na sam brzeg, a później jeszcze w drugi rząd. Cóż, ludzi było wystarczająco dużo. Nie przeszkodziło mi to jednak w dalszym szaleństwie.
Scena miała na środku niewielki, kwadratowy wybieg. Muzycy wchodząc na niego musieli być przygotowani na dotyk lasu rąk, wyciągniętych dookoła. W pewnym momencie Herman Lee wyręczył fanów, rzucając się z podestu w tłum, grając przy okazji kolejną, trudną solówkę. Było idealnie, koncert wybitny – dający psychiczną energię, odejmujący fizyczną.
Poza tym klasa DragonForce, ich nastawienie, utrzymywanie kontaktu wzrokowego z ludźmi, a nie z instrumentami i miły gest ze strony Sama Totmana, którego w życiu bym się nie spodziewał. Nergal w Gdyni rozdał kawałki Biblii, Amon Amarth rozdawali kubki z wodą, a gitarzysta DragonForce odstąpił swoje piwo! Komu? Dał je mojemu bratu, mój brat mi itd. W ten sposób szczęściarze po mojej stronie pozbyli się suchości w gardłach. Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, by częściej grali w Polsce. Tak, właśnie tego chcą polscy fani! Set - listę uzupełniły inne znakomite kawałki: „Seasons”, „Operation Ground and Pound”, „Fields Of Despair”, „Soldiers of the Wasteland” oraz zagrane nab is: „Valley Of The Damned”. I to by było na tyle. To był wspaniały wieczór, tym razem w „Proximie”.
Kolejnym supportem była czeska, power metalowa formacja EAGLEHEART. Już od samego początku przypominali mi niemiecką legendę metalową – Blind Guardian. Piosenki Czechów wydawały mi się identyczne. Nie słuchając wcześniej danego zespołu można odnieść takie wrażenie, że utwory różnią się od siebie jedynie tytułami. Jednak, po pewnym czasie połknąłem haczyk i doszedłem do wniosku, że ten czeski power, jest godny uwagi. Zespół był bardzo pozytywnie nastawiony na polską publiczność. Poza tym łatwo było nam się porozumieć. Eagleheart nie musieli używać angielskiego. Wystarczył czesko-polski. Nareszcie jakaś odmiana!
Mimo niepewnego początku, opłacało się być na tym koncercie i wysłuchać orlego serca. To był przedsmak kwintesencji tego co nas czekało. Poza tym, muszę się pochwalić złapaną kostką! Nareszcie coś wpadło w moje ręce, a nie ręce po bokach. Z uśmiechem na twarzy czekałem na gwiazdę wieczoru. Przemeblowania sceny nie trwały długo. Techniczni szybko się uwinęli ze swoją robotą, więc nadszedł czas na skandowanie: DRAGONFORCE! DRAGONFORCE!
W ciemności było widać sylwetki muzyków, którzy wchodzili na scenę witani okrzykami. Set-listę, którą wcześniej przestudiowałem, w Internecie, otworzył utwór „Holiding On”. Blisko minutowy, tajemniczy wstęp gitarowy i maraton nieogarniętych melodii. W zasadzie większość utworów DragonForce ma to do siebie, że stopień trudności ich zagrania jest niewyobrażalnie wysoki. Rzucająca się w uszy zmiana wokalu, moim zdaniem wyszła zespołowi na dobre. Płyta „The Power Within” jest perełką. Dorównuje wspaniałości „Inhuman Rampage”, czy nawet „Ultra Beatdown”(jeszcze z ZP Theart na wokalu). Marc Hudson wprowadza nieco świeżości w muzykę zespołu, lecz to tylko moje osobiste odczucie. Ostatecznie on jak i jego poprzednik to znakomici wokaliści. Potrzeba nie lada umiejętności, by nie fałszować śpiewając falsetem. Cóż, trening czyni mistrza.
Dookoła działo się tyle rzeczy, że aż trudno to opisać. Z 11 zagranych piosenek 5 pochodziło z nowego albumu. Reszt ę tworzyły tradycyjne hity. Największą euforię wywołały oczywiście: „Heroes Of Our Time”, „Cry Thunder” oraz „Through The Fire and Flames”, z kosmicznymi solówkami Sama Totmana I Hermana Lee. Marc Hudson dobrze sobie radził w roli mówcy. Z jego przemówień zapamiętałem słowa: „Ostatnio byliśmy w Polsce 7 lat temu. Dziękujemy, że po tak długim czasie nadal jesteście z nami”. Tradycyjne pytanie o to, kto z nas kupił już nową płytę. Zanotowany na kartce tekst w języku polskim: „Znam gościa z małym…”. Zainteresowanych dalszą treścią zapraszam do linków na dole.
Z utworów, na które liczyłem(poza wspomnianymi wcześniej) usłyszałem: „Die By The Sword” oraz „Fury Of The Storm”, przy którym mimowolnie zostałem zepchnięty na sam brzeg, a później jeszcze w drugi rząd. Cóż, ludzi było wystarczająco dużo. Nie przeszkodziło mi to jednak w dalszym szaleństwie.
Scena miała na środku niewielki, kwadratowy wybieg. Muzycy wchodząc na niego musieli być przygotowani na dotyk lasu rąk, wyciągniętych dookoła. W pewnym momencie Herman Lee wyręczył fanów, rzucając się z podestu w tłum, grając przy okazji kolejną, trudną solówkę. Było idealnie, koncert wybitny – dający psychiczną energię, odejmujący fizyczną.
Poza tym klasa DragonForce, ich nastawienie, utrzymywanie kontaktu wzrokowego z ludźmi, a nie z instrumentami i miły gest ze strony Sama Totmana, którego w życiu bym się nie spodziewał. Nergal w Gdyni rozdał kawałki Biblii, Amon Amarth rozdawali kubki z wodą, a gitarzysta DragonForce odstąpił swoje piwo! Komu? Dał je mojemu bratu, mój brat mi itd. W ten sposób szczęściarze po mojej stronie pozbyli się suchości w gardłach. Czego chcieć więcej? Chyba tylko tego, by częściej grali w Polsce. Tak, właśnie tego chcą polscy fani! Set - listę uzupełniły inne znakomite kawałki: „Seasons”, „Operation Ground and Pound”, „Fields Of Despair”, „Soldiers of the Wasteland” oraz zagrane nab is: „Valley Of The Damned”. I to by było na tyle. To był wspaniały wieczór, tym razem w „Proximie”.
Zespół rozrzucił pamiątki i opuścił scenę. Ledwo mogłem ujść, ale dawałem radę.
Koncert, a raczej jego intensywność, wydusiły z nas siódme poty. Przygoda warta
przeżycia. Czekamy na kolejną trasę Dragonów! Oby zahaczyli o Polskę szybciej,
niż za 6 lat.
VIDEO:
- DragonForce-"Holding On"(początek) + wypowiedź M.Hudsona+"Die By The Sword".
http://www.youtube.com/watch?v=vz39tWpD7rg
- DragonForce - "Through The Fire and Flames"(oficjalny klip).
http://www.youtube.com/watch?v=dG7Rl3qxUqY
- DragonForce - "Heroes Of Our Time"(oficjalny klip)
http://www.youtube.com/watch?v=lRt54xjIq7w
- DragonForce - "Seasons"(oficjalny klip)
http://www.youtube.com/watch?v=qVxeLyPUnIo
- DragonForce - "Cry Thunder"(live, z trasy "The Power Within")
http://www.youtube.com/watch?v=1DvtFxWDV2k
- Chain Reaction - "Twinge"
http://www.youtube.com/watch?v=1yzGB6qkwSc
- Eagleheart - "Tears Of Rain"
http://www.youtube.com/watch?v=yP899U11Gp8
FOTO(wzięte ze strony http://www.facebook.com/RiffWarszawaPlacKonstytucji)
- Dave Mackintosh(perkusja, wokal wspierający), Herman Lee(gitara elektryczna, wokal wspierający)
- od lewej: Sam Totman(gitara, wokal wspierający), Marc Hudson(wokal), Vadim Pruzhanov(klawisze, wokal wspierający), Federic Leclercq(gitara basowa, wokal wspierający).
AUTOGRAFY:
VIDEO:
- DragonForce-"Holding On"(początek) + wypowiedź M.Hudsona+"Die By The Sword".
http://www.youtube.com/watch?v=vz39tWpD7rg
- DragonForce - "Through The Fire and Flames"(oficjalny klip).
http://www.youtube.com/watch?v=dG7Rl3qxUqY
- DragonForce - "Heroes Of Our Time"(oficjalny klip)
http://www.youtube.com/watch?v=lRt54xjIq7w
- DragonForce - "Seasons"(oficjalny klip)
http://www.youtube.com/watch?v=qVxeLyPUnIo
- DragonForce - "Cry Thunder"(live, z trasy "The Power Within")
http://www.youtube.com/watch?v=1DvtFxWDV2k
- Chain Reaction - "Twinge"
http://www.youtube.com/watch?v=1yzGB6qkwSc
- Eagleheart - "Tears Of Rain"
http://www.youtube.com/watch?v=yP899U11Gp8
FOTO(wzięte ze strony http://www.facebook.com/RiffWarszawaPlacKonstytucji)
- Dave Mackintosh(perkusja, wokal wspierający), Herman Lee(gitara elektryczna, wokal wspierający)
- od lewej: Sam Totman(gitara, wokal wspierający), Marc Hudson(wokal), Vadim Pruzhanov(klawisze, wokal wspierający), Federic Leclercq(gitara basowa, wokal wspierający).
AUTOGRAFY:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz